Dlaczego Eucharystia w naszym życiu? Dlaczego mamy karmić się Eucharystią? Dlaczego mamy uczestniczyć w Eucharystii? Na tak postawione pytania każdy z nas musi dać swoją własną odpowiedź. Bo nie chodzi o udział w Eucharystii tylko dlatego, że jest takie przykazania kościelne albo dlatego że biskup zniósł już dyspensę od udziału we Mszy świętej. Dzisiejsza Ewangelia podprowadza nas pod jedną z możliwych odpowiedzi, kto wie, czy nie najważniejszą, bo podpowiedzianą przez Jezusa po rozmnożeniu chleba pod Kafarnaum.

Jezus mówi o sobie jako „chlebie żywym, który zstąpił z nieba”. Tym chlebem jest „Jego ciało wydane za życie świata” (w. 51). I tu zaczyna się problemów Żydów, a być może i nasz, z Eucharystią, bo rodzi się pytanie: „Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?” (w. 52). Co to oznaczy, że Jezus daje nam swoje ciało do jedzenia, swoją krew do picia? Kiedy mówimy ciało i krew, jesteśmy w pewnym stopniu obciążeni filozofią grecką, platońską, która rozdziela człowieka na części składowe, separując od siebie nie tylko elementy materialne składające się na ciało człowieka, ale również oddzielając od siebie to wszystko, co buduje człowieka w jego wymiarze psychofizycznym, a więc ciało, duszę i ducha. Tymczasem dla Jezusa, który jest Żydem, mówienie o ciele (dosłownie „mięsie”, bo to znaczy grecki termin sarks), o krwi czy o duchu, jest zawsze mówieniem o jakimś aspekcie życia człowieka, które jest jednak rozumiane jako całość. Kiedy Jezus mówi „moje ciało”, to ma na myśli całe swoje życie. Kiedy mówi „moja krew”, to odnosi się do całego swojego życia.

Owszem, każde z tych dwóch określeń zwraca uwagę na jakiś aspekt ludzkiego życia. „Mięso-ciało” na jego cielesność, na jego fizyczność. Bóg stał się człowiekiem poprzez ciało, w ciele człowieka. Jezus staje się jedno z nami poprzez doświadczenie ciała, także przez jego kruchość i przemijalność. Jezus wiąże się z nami poprzez to wszystko, co wpisuje się w historię człowieka pisaną jego „ciałem” – z naszymi radościami, smutkami, bólami, cierpieniem, ale też radością, zadowoleniem, poczucie szczęścia, które towarzyszą człowiekowi przez całe jego życie od narodzenia do śmierci. Ciało Jezusa to zatem także wydarzenia, które składają się na Jego życie – wystarczy wziąć Ewangelię, by dotknąć konkretnych wydarzeń z życia Jezusa. One są wpisane w Jego „ciało”, które daje nam do spożycia. Karmimy się całym życiem Jezusa, każdą cząstką Jego życia, każdym Jego pragnieniem, uczuciem, każdym zdarzeniem, które budowało historię Jego życia, każdym spotkaniem, słowem, karmimy się miłością Jezusa, która była Jego życiem.

Podobnie z krwią – kiedy Jezus mówi o „piciu swojej krwi”, to ma na myśli kosztowanie całego swojego życia, ale znowu w konkretnym jego aspekcie. Tym razem śmierci. Krew jest życiem, jest nośnikiem życia; we krwi jest życie – to było wspólne przekonanie Żydów. Polecając „pić swoja krew”, Jezus przywołuje kluczowe wydarzenie ze swojego życia: swoją śmierć na krzyżu. To jest ten moment, kiedy Jezus „łamie” swoje ciało dla nas, kiedy „przelewa” swoją krew dla nas, spełniając wolę Ojca, wypełniając pragnienie nie tylko Ojca, także swoje, „umiłowania świata” (3,16), „umiłowanie swoich, którzy są na świecie, do końca” (13,1). Krew jest daniem Życia, które stało się przez śmierć na krzyżu, jest obdarowaniem Miłością ukrzyżowaną.

Nasze życie staje się przez życie Jezusa. Tak trzeba nam rozumieć Eucharystię. Karmiąc się Jezusem w Eucharystii, przyjmujemy Jego życie, mamy Jego życie w sobie. Nie chodzi o jeszcze jeden pokarm, który podtrzymuje nasze życie w jego fizyczności. Stawką jest życie przeżywane w relacji do Boga i do człowieka, życie, które jest świadomością tego, kim jestem i ku czemu zmierzam. Eucharystia to sprawa życia i śmierci. Warto uświadamiać sobie, z jakim życiem przychodzimy do Jezusa, by to Jego życie nas przemieniało, uzdrawiało, umacniało, nadawało smak naszemu życiu. Nie zawsze jesteśmy na Eucharystii radośni, pogodni. Czasami nasze życie, z którym przychodzimy na Eucharystię, jest naznaczone bólem i cierpieniem. Przyjmując w Komunii świętej Ciało Jezusa, oddajemy mu swoje ciało, by w Jezusie, w Jego miłości zostało one przemienione, uzdrowione, umocnione. Jezus staje się naszym życiem, pragnieniem, miłością. Jezus wchodzi we wszystkie sfery, momenty naszego życia, gdzie nie mamy już siły, nie mamy już miłości, nie mamy już woli i uczucia. Jego uczucia, pragnienia, miłość, życie stają się nasze. Żyjemy Chrystusem. „Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Po co? Byśmy stawali się pokarmem, ciałem, krwią dla innych. Byśmy ofiarowywali siebie innym, a w istocie Jezusa, by inni mogli też doświadczyć życia. To jest Eucharystia, którą Jezus sprawuje w nas, przez nas.

Dlaczego Eucharystia w naszym życiu? Czy tylko dlatego, że takie jest przykazanie czy dekret biskupa? Eucharystia to rzeczywiście sprawa życia i śmierci, mojego życia i mojej śmierci.