Istnieje niebezpieczeństwo, że dzisiejsza Ewangelia zostanie potraktowana tylko jako komentarz do życia św. Benedykta, którego święto przypada dzisiaj. Rzeczywiście, św. Benedykt i wszystkie inne osoby życia zakonnego i konsekrowanego, mogą za św. Piotrem powtórzyć: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (w. 27). Potrzeba spojrzeć w kontekst tego zdania, by zrozumieć, że odpowiedź Jezusa dotyczy każdego z nas, którzy pytamy się, w jaki sposób osiągnąć zbawienie.

Z tym właśnie problemem przyszedł do Jezusa pewien młodzieniec: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać (dosłownie: mieć) życie wieczne?” (w. 16). Już samo to pytanie zdradza, że ten młody człowiek chce uzyskać życie wieczne swoimi uczynkami, swoim własnym wysiłkiem, swoimi zasługami. Tak zresztą zareaguje na stwierdzenie Jezusa o konieczności zachowywania przykazań: „Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?” (w. 20). Tak jakby istniała jakaś lista uczynków do spełnienia, które gwarantują osiągnięcie życia wiecznego. Owszem, cały czas chodzi o przykazania, ale nie o skupienie się na ich perfekcyjnym i skrupulatnym zachowaniu, co miałoby utwierdzać kogoś w poczuciu własnej wielkości i wartości, zasługujących na uznanie przez Boga, lecz na odkryciu, że sensem i pełnią przykazań jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. A to oznacza oddanie wszystkiego ubogim i pójście za Jezusem (w. 21). Tu nie chodzi o oderwanie się od rzeczy doczesnych jako kolejnej możliwości wzrastania w doskonałości, lecz o dzielenie się dobrami z innymi, by być wolnym do pójścia za Jezusem. To, co posiadamy, niekoniecznie musi być wielkim bogactwem. Zawsze jednak jest problem, że chcemy przez to, co posiadamy, zabezpieczyć naszą przyszłość, poczuć się panami swego losu, być niezależnymi od innych. Takie myślenie odsuwa nas od drugiego człowieka, gdyż jesteśmy przekonani, że dzieląc się z innymi, coś tracimy. Odsuwa nas również od Boga, gdyż posiadanie, bogactwo skutecznie potrafi trzymać nas na dystans od Boga, rodząc w nas przekonanie, że sami sobie wystarczymy i poradzimy.

Młody człowiek „miał wiele posiadłości” (w. 22). Dobro, które posiada, nie jest dla niego źródłem szczęścia, gdyż odchodzi od Jezusa „zasmucony”. To, co posiada, jest dla niego ważniejsze niż Jezus i pójście za Nim. Myśli wciąż o swoim szczęściu, które miałoby być gwarantowane tym, co posiada. Nie ma w sobie wolności porzucenia wszystkiego, by w to miejsce wybrać Jezusa, bogactwo Jego słowa, życia i miłości. Dlatego też Jezus za chwilę powie, że bogaci będą mieli pewną trudność w dostąpieniu zbawienia. Problemem jest nie to, że są bogaci, lecz to, jak tym bogactwem żyją, komu je zawdzięczają i komu ono służy. „Kto więc może być zbawiony?” (w. 25), pytają uczniowie. „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe” (w. 26). To prawda o naszym zbawieniu. Leży ona u początków naszego zbawienia, gdy przypomnimy sobie Zwiastowanie Pańskie. Maryja przyjmuje dar Bożego Syna, zadając się na wszechmoc Boga: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37). To Bóg udziela nam łaski do tego, co po ludzku jest niemożliwe do osiągnięcia. To jest droga do zbawienia: nawrócenie się na Bożą łaskę, zdanie się na Boga, który czyni rzeczy niemożliwe, zaufanie Jezusowi, który sam stał się ubogim, pokornym, słabym i ostatnim, aby objawić moc Bożą prowadzącą do zbawienia.

Piotr pyta w imieniu apostołów, co otrzymają w zamian za to, że zostawili wszystko dla Jezusa (w. 27). Czy w tym zostawieniu wszystkiego dla Jezusa chodzi tylko o rzeczy materialne i bliskie osoby? A może tak naprawdę chodzi o pozostawienie wszystkiego, co zniewala człowieka, co czyni go zakładnikiem przeszłości, własnych ambicji, niespełnionych nadziei. Może potrzeba uwolnić się od uczuć, poglądów, sposobu myślenia, które nie mają nic wspólnego z uczuciami i pragnieniami Jezusa?

Jezus na koniec podpowiada, że życie wieczne nie jest do zdobycia, by je „mieć” (w. 16), lecz do „odziedziczenia”, by się nim cieszyć jako darem otrzymanym od Boga Ojca (w. 29). Taki jest sens czasownika klēronomai przetłumaczonego w Biblii Tysiąclecia jako „posiąść [coś] na własność”. Co zatem czynić, by „odziedziczyć” życie wieczne? Być dzieckiem Boga, przeżywać w sobie dziecięctwo Boże. Na miłość Boga nie musimy sobie zasłużyć – jedynie musimy się na nią otworzyć, ją przyjąć, dać się jej przemienić, jej zwierzyć. To nie jest abstrakcja. Jezus wciąż dzieli się z nami swoim doświadczeniem synostwa Bożego, swoim przeżywaniem miłości Boga Ojca.