O niebezpieczeństwie perfekcjonizmu religijnego

Na pierwszy rzut oka perfekcjonizm wydaje się być czymś pożądanym w życiu duchowym. Wszak Jezus w Kazaniu na górze zachęca: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48). Problem perfekcjonizmu religijnego nie leży w samym dążeniu do doskonałości, co raczej w sposobie jego realizacji. Widzimy to w dzisiejszej Ewangelii, w której kolejne „biada” kierowane przez Jezusa do faryzeuszów i uczonych w Prawie odsłania prawdę o ich „doskonałej” pobożności, w która w istocie jest chora, pyszna i represyjna.

Pierwszy problem w tej zaburzonej perfekcyjnej pobożności to mieszanie tego, co istotne i ważne, z tym, co jest drugorzędne i zewnętrzne. Pobożność faryzeuszów cechuje nie tylko drobiazgowość w przestrzeganiu przepisów Prawa, ale wręcz przesada, której Prawo nie wymagało. Prawo nakazywało dziesięcinę z plonów ziemi i owoców (Kpł 27,30), a oni składali dziesięcinę z tego wszystkiego, co zostało zebrane na ziemi, mimo że wyrosło na niej w sposób naturalny, bez udziału człowieka (tak jest w przypadku ziela takiego jak ruta czy mięta). Niestety, ten perfekcjonizm w składaniu dziesięciny nie szedł w parze ze „sprawiedliwością i miłością Boga” (w. 42). Dziesięcina miała bowiem sens tylko wtedy, gdy rzeczywiście była czyniona z myślą o utrzymaniu kapłanów i lewitów, jak i wsparciu ubogich, wdów i sierot (por. Pwt 14,28-29). Faryzeusze skupili się na drobiazgach, które de facto sami sobie narzucili, pomijając to, co jest najważniejsze w przykazaniach: miłość do Boga i do bliźniego.

I tu odsłania się drugi problem: perfekcjonista religijny dąży do miłości, tyle że nie miłuje ani Boga, ani bliźniego, tylko siebie samego. A nawet i ta miłość do siebie samego jest chora. Faryzeusze stworzyli idealny obraz siebie, który karmili „pierwszymi miejscami w synagogach i pozdrowieniami na rynkach” (w. 43). Pewnie jeszcze prościej można powiedzieć, że byli pyszni, zarozumiali, owładnięci manią wielkości. Tyle że z tym wiązała się pogarda dla innych. Owszem, faryzeusze byli gotowi zaakceptować innych, ale tylko pod warunkiem, że ich adorowali i podziwiali.

Z tym wiąże się trzeci problem religijnego perfekcjonizmu: nieakceptowanie własnych słabości. Jezus mówi faryzeuszom, że są „jak groby niewidoczne, po których ludzie bezwiednie chodzą” (w. 44). Ponieważ ciało zmarłego uważano za nieczyste, taką samą naturę miał grób. W przypadku faryzeuszów skrupulatne dążenie do rytualnej czystości rozmijało się nierzadko z prawdą o ich sercu, które czyniło ich nieczystym., na co wskazywał Jezus w innym swoim słowie skierowanym do nich: „Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym” (Mt 15,19-20). Prawdę o swoim sercu chcieli przykryć zewnętrzną pobożnością, czystością i autokreacją.

Tak dochodzimy do ostatniego problemu perfekcjonizmu religijnego: nieradzenie sobie z własną niedoskonałością. Bo tak naprawdę perfekcjonista żyje w ciągłym poczuciu winy, lęku przed ujawnieniem się jakiejś skazy na jego idealnym wizerunku człowieka pobożnego. Niezadowolony z siebie, swoje napięcia, wewnętrzny konflikt rozwiązuje przez zmienianie i reformowanie innych, projektując na nich swoje słabości, skazy, błędy. I narzucając też im wymagania, standardy, którym sam nie jest w stanie sprostać. Tak jak Jezus mówi w „biada” skierowanym do uczonych w Piśmie: „Nakładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami nawet jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie” (w. 46).

Trudno uznać perfekcjonizm religijny za przejaw zdrowej pobożności. Ale lekarz jest znany nam wszystkim. To Jego słowa rozważamy w Ewangelii.