Nie wszyscy poszli za Jezusem. Wielu odeszło od Niego. Powody byłby różne. Dzisiejsza Ewangelia przywołuje jedną z takich historii. Jezus zaprasza młodego człowieka do pójścia za sobą (w. 21), a ten odchodzi zasmucony, „miał bowiem wiele posiadłości” (w. 22). Ale nie chodzi tu o rezygnację z dóbr materialnych. Bardziej o rezygnację z iluzji o swojej osobie, którymi karmi się młodzieniec, a z których musiałby zrezygnować, jeśli chciałby stać się uczniem Jezusa. Jakie to są iluzje?

Pierwsza iluzja – rzeczywiste intencje przyjścia do Jezusa. Wydawać by się mogło, iż młodzieniec jest zainteresowany odpowiedzią na pytanie o życie wieczne: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (w. 17). Jest jednak w tym pytaniu coś niepokojącego, co odsłania się w jego reakcji na słowo Jezusa: „Znasz przykazania” (w. 19), na które odpowiada, iż „tego wszystkiego przestrzegał od swojej młodości” (w. 20). Gdzie jest problem? Nie jest nim to, iż nie rozpoznał w Jezusie Boga, wszak „nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg”, jak powie mu Jezus (w. 18). Jezus pytając się: „Dlaczego nazywasz mnie dobrym?” (w. 18), podnosi w istocie problem rzeczywistych intencji, które skłoniły go do przyjścia do Jezusa. Młody człowiek rozpoznaje Jezusa jako „dobro”, ale w tym zwróceniu się do Jezusa kryje się chęć potwierdzenia siebie, zyskania przychylności i uznania od Tego, który jest „dobry”. Młodzieniec zakłada, że Jezus go doceni, pochwali, spojrzy łaskawie po tym, jak usłyszał taki komplement od niego. A tym bardziej, gdy dowie się, że wiernie zachowuje wszystkie przykazania. Młody człowiek potrzebuje Jezusa, by potwierdzić siebie, swoją wielkość i prawość.

Druga iluzja – zachowanie przykazań. Młody człowiek zna ich treść i zachowuje je od swojej młodości. A jednak nie ma poczucia, że one prowadzą go do życia wiecznego. Dlaczego? Bo traktuje je jak ciężar, obowiązek, nakaz, a nie jako prawo wolności i miłości. Dekalog zaczyna się od słowa przypominającego czyn, przez który Pan Bóg wyzwolił swój lud: „Jam jest Pan, Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli”. Młodzieniec przychodzi do Jezusa jako człowiek zniewolony, skrępowany. Nie rozumie Dekalogu jako prawa wolności. Co więcej, nie dostrzega w przykazaniach wyrazu miłości Boga, który wyzwala człowieka nie tylko z niewoli egipskiej, ale jeszcze bardziej z niewoli egoizmu, skupienia na sobie, troski wyłącznie o swoje dobro i życie.

Trzecia iluzja dotyczy samowystarczalności. Zwróćmy uwagę na pewien paralelizm w słowach Jezusa. Pierwsze zdanie wypowiedziane przez Jezusa do młodzieńca w dosłownym przekładzie brzmi: „Nikt nie jest dobry, jeśli nie jeden (heis) Bóg” (w. 18). Na deklarację młodego człowieka o zachowywaniu przykazań Jezus odpowie: „Jednego (hen) ci brakuje” (w. 21). Owo „jedno”, które brakuje młodzieńcowi, to relacja do Boga, rozpoznanie w Bogu źródła wszystkiego, mimo że wiele posiada. Oczywiście, ktoś może owo „jedno” sprowadzić do bardzo konkretnego wymagania, które Jezus stawia młodzieńcowi: „sprzedaj, rozdaj, pójdź za Mną” (w. 21). By jednak zrozumieć sens tego polecenia, potrzeba zwrócenia uwagi na gest Jezusa, który poprzedza te słowa, a który jest kluczem do ich interpretacji. W Biblii Tysiąclecia w w. 21 czytamy: „Jezus spojrzał na niego z miłością”. To zdanie w tekście greckim brzmi dosłownie: „Jezus, spojrzawszy na niego [w jego wnętrze], umiłował go”. Jezus „umiłował go” – czyni dar z siebie, ofiarowuje się dla niego, niejako antycypując to, co wydarzy się w godzinie krzyża, kiedy to „umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1). Młodzieniec stoi wobec miłości Chrystusa – zatem dając ze swego życia, nic nie traci, ale wszystko otrzymuje. „Brakuje ci jednego” – to „jedno” to miłość Jezusa, na którą musi się otworzyć, musi ją przyjąć, by osiągnąć życie wieczne. W rezultacie jego wielkość będzie definiowana już nie przez to, co posiada, czy przez to, jak jest postrzegany przez innych – Łukasz ewangelista nazwie go „pewnym dostojnikiem” (Łk 18,18). Jezus otwiera przed młodzieńcem nowe kryterium wartości człowieka. Tym, co definiuje prawdziwie człowieka, co odsłania prawdę o jego osobie i o jego pełni, jest sam Jezus, który mówi: „przyjdź i pójdź za Mną” (w. 21). A mówi to w drodze do Jerozolimy, która jest drogą krzyża, ogołocenia i miłości, prowadzącą do życia i zmartwychwstania. Bogactwem człowieka jest Jezus. Człowiek staje się bogaty, gdy wchodzi na drogę Jezusa, gdy przyjmuje Jego styl życia: krzyża, ofiary, miłości i służby.  

Nie wiemy, jak potoczyło się dalej życie młodzieńca. Ale spotkanie z Jezusem otwarło go na prawdę o życiu. Pewnie bolesną, bo wymagającą porzucenia pewnych iluzji o sobie. Być może jest to wciąż droga nas czekająca.