Dzisiejsza Ewangelia przynosi słowa, w których Jezus sam wyjaśnia swoją przypowieść o siewcy (Mt 13,1-9). Zwykle cztery rodzaje gleby, na które pada ziarno, interpretuje się na sposób statyczny, oddzielając tym samym od siebie cztery różne postawy ludzi wobec słowa Bożego. Spróbujmy jednak odczytać te cztery postawy w odniesieniu do tej samej osoby, zakładając, że wyrażają one pewien proces, który musi przejść każdy, kto chce być słuchaczem słowa Bożego. Jezus proponuje nam swoistą terapię słowem Bożym.

Punkt wyjścia tej terapii to sytuacja człowieka, który zakłada, że nie ma żadnych problemów. Jest on obojętny na jakiekolwiek słowo, które by sugerowało mu konieczność jakieś zmiany czy przepracowania jakiejś sytuacji. By zagłuszyć problem, rzuca się jeszcze bardziej w wir życia, szuka nowych, coraz mocniejszych emocji i wrażeń, ucieka od trudnych pytań. Dopóki nie uzna, że jest coś, z czym sobie nie razi, że potrzebuje pomocy z zewnątrz, słowo Boże będzie mu obojętne. Nawet jeśli je usłyszy, zostanie niezrozumiane i zignorowane (w. 19).

Kiedy jednak słowo Boże poruszy serce takiej osoby, stanie ona wobec drugiego etapu terapii: pójścia w głąb problemu, a tym samym w głąb siebie. I to jest wyzwanie zilustrowane obrazem gleby skalistej, o płytkim podłożu (w. 21). Oddaje ona pewną powierzchowność słuchania słowa Bożego, które zachwyca i porusza, ale brakuje wytrwałości, by to słowo poruszyło rozum i wolę. Przyczyny mogą być różne – Jezus mówi o „ucisku lub prześladowaniu” jako czynniku zewnętrznym powodującym zmarnowanie słowa Bożego na tym etapie. Jest jednak również czynnik wewnętrzny wynikający z powierzchownego przeżywania siebie. Nawet gdy pojawią się pozytywne emocje wywołane przez słowo Boże, człowiek nie potrafi ich przełożyć na swoje myślenie, rozeznawanie i podejmowanie decyzji, bo nigdy tego nie robił. Bo nie zna tak naprawdę swoich potrzeb, nie jest świadomy swoich motywacji, nie zastanawia się nad światem swoich wartości. Łatwiej jest żyć powierzchownie, bez stawiania sobie pytań, bez dotykania ran, bez rozbijania iluzji, którymi się żyje, bez nazwania swojego problemu. Nawet nie wie się, kiedy serce stało się kamienne – nie tylko na słowo Boże, ale jeszcze bardziej na siebie samego. Słowo Boże jest w stanie rozbić kamień naszego serca (por. Jr 23,29), byśmy mogli nawiązać kontakt ze swoim światem wewnętrznym.

By jednak nie kręcić się wokół siebie, potrzeba trzeciego etapu obrazowanego ziarnem, które padło między ciernie (w. 22). Jezus rozpoznaje w nich „troski doczesne i ułudę bogactwa”. Mogą one być reakcją na stawiane sobie wcześniej pytania, które odsłoniły sprawy dotąd ukryte, nieuświadomione czy zaprzeczane. Widzi się problem, tylko że reaguje się na niego niewłaściwie. Zagłusza się go przez jeszcze intensywniejsze zajęcie się codziennymi troskami związanymi z utrzymaniem zdrowia, zabezpieczeniem swoich potrzeb materialnych, zapewnieniem sobie pokarmu (por. Mt 6,25-33). Człowiek wpada w nową iluzję, że jest w stanie kontrolować swoje życie i zagwarantować sobie już tu na ziemi szczęście własnymi rękoma. W tym kontekście bogactwo będzie rodzić pokusę źle pojętej samowystarczalności, która zapomina o Bogu. Nie negując potrzeby troski o sprawy doczesne, może potrzeba nam zobaczyć, że rozwiązanie problemu leży w budowaniu relacji z innymi, w otworzeniu się na te relacje, ale też w przepracowaniu ich, jeśli są one swoistym „cierniem” w życiu. Może tak naprawdę chodzi o odbudowanie zaufania do drugiego człowieka, również do Boga. Słowo Boże pozwala zaufać na nowo Bogu, zaufać, że wszystko, co dzieje się w życiu, ma sens, bo jesteśmy w ręku Boga, który ma plan wobec nas. Nawet gdy nie zawsze rozumiemy i widzimy sens naszego życia, ufamy Bogu, bo jesteśmy przez Niego kochani. Jezus – Odwieczne Słowo Ojca jest od początku do końca słowem Bożej miłości.

I tak dochodzi się do ziemi żyznej, która oznacza tego, „kto słucha słowa i rozumie je” (w. 23). Ten finalny etap słuchania, na którym wydaje się plon, nie jest jakimś wydarzeniem punktowym, lecz pozostaje dalej procesem. Słuchać, by rozumieć siebie przez pryzmat Bożego słowa. Patrzeć na siebie oczyma Boga. Myśleć Bożym słowem. Słowo już nie jest na zewnątrz, lecz jest wewnątrz człowieka, w jego sercu, myślach, od wewnątrz porusza jego uczucia, wolę, rozjaśnia spojrzenie na siebie i innych. Staje się w nas życiem.

Wybaczcie, jeśli dzisiejsze rozważanie okaże się kiepskim psychologizowaniem. Ale tak mnie to słowo Ewangelii wczoraj dotknęło podczas medytacji. Jeśli terapia przez słowo Boże, to terapeutą będzie sam Duch Święty. Amen!