Punktem wyjścia w dzisiejszej Ewangelii jest prośba matki synów Zebedeusza. Dlatego też zapraszam do refleksji nad modlitwą prośby.

Zwróćmy najpierw uwagę na pierwsze zdanie: matka podchodzi do Jezusa ze swoimi dwoma synami i „o coś Go prosi” (w. 20). Zaskakujące jest drugie zdanie, w którym Jezus ją pyta: „Czego pragniesz?” (w. 21). Z tego pytania wynika, że owo „coś”, o które prosi matka, musiało być tak zagmatwane, że nic z tej prośby nie wynikało. Potrzeba było dodatkowego pytania, żeby matka nazwała konkretnie to, o co jej chodzi. I to jest pierwsza rzecz w modlitwie prośby: wiedzieć, czego pragniemy i mówić o tym Jezusowi. Ta konkretność w modlitwie w pewnym sensie nas dyscyplinuje – nie chodzi wcale o słowa, które wypowiadamy, ale o pragnienia i myśli serca, z których rodzi się słowo prośby. Prosząc, musimy najpierw sami sobie powiedzieć, co dla nas jest ważne, a tym samym określić siebie przez nazwanie swoich pragnień – one wiele mówią o nas, o tym, kim naprawdę jesteśmy.

Odpowiedź Jezusa: „Czego pragniesz?” (w. 21), nie jest tylko pytaniem, w którym Jezus domaga się od matki doprecyzowania przedmiotu prośby. W języku greckim pytajnik „ti”, tu przetłumaczony jako „czego”, może też wprowadzać pytanie o przyczynę, dla której ktoś coś mówi („dlaczego”, por. Mt 16,8). Zatem w tym pytaniu o przedmiot prośby Jezus stawia matkę także wobec powodu, dla którego prosi o tę a nie inną rzecz dla swoich synów. Można o coś prosić Boga, ale nie rozumieć samemu swojej prośby, nie zdawać sobie sprawy z tego, ku czemu ona zmierza, do czego może ona nas doprowadzić. Może zatem się okazać, że nie mamy do końca świadomości tego, o co prosimy, a w rezultacie nie wiemy, na co musimy być przygotowani, zanim osiągniemy to, czego pragniemy.

Taka jest też odpowiedź Jezusa: „Nie wiecie, o co prosicie” (w. 22), za którą idzie wyjaśnienie, o co w rzeczywistości prosi matka dla swoich synów. I tu odsłania się kolejny paradoks naszej modlitwy prośby: potrzeba naszej otwartości na działanie Pana Boga. Często mówimy, że Bóg wie lepiej, co dla nas jest dobre. Często powtarzamy, że w naszych prośbach nie chodzi o naszą wolę, lecz o wolę Boga. Ale też często jest nam trudno przyjąć sposób, w jaki Bóg odpowiada na nasze prośby, bo niekoniecznie są one spełnione tak, jak to sobie wcześniej wymyśliliśmy. W modlitwie prośby istotną sprawą jest zaufanie Bogu, autentyczne zdanie się na Jego wolę. Dwa tylko zdania wypowiedziane przez Jezusa w Kazaniu na Górze: „Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie” (Mt 6,8); „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą” (Mt 7,11).

I już ostatnia rzecz – słowa, rozumienie ich znaczenia. Przedmiot naszej prośby jest ubrany w konkretne słowa. Tyle że te słowa mogą znaczyć zupełnie coś innego, niż my sobie po ludzku zakładamy. O co prosi matka synów Zebedeusza? O to, by byli „pierwsi” i „wielcy” w królestwie Jezusa, czego wyrazem byłoby miejsce zajęte przez niech po lewej i po prawej stronie Jezusa (w. 21). Tymczasem dla Jezusa bycie „pierwszym” i „wielkim” znaczy bycie „sługą” i „niewolnikiem” (ww. 26-27). I to jeszcze jeden paradoks: Bóg odpowiada na nasze prośby, ale rozumie nasze słowa zgodnie z tym znaczeniem, jakie mają one w Nim samym. Co to znaczy w praktyce? Jezus jest odwiecznym Słowem Boga Ojca, Jezus jest pierwszym i ostatnim Słowem naszej historii, w Jezusie nasze słowa powracają do swego pierwotnego, Bożego sensu. Modlitwa prośby jest zaproszeniem nie tylko do myślenia po Bożemu, ale również do mówienia słowami zgodnymi z tym jedynym Słowem, którym jest Jezus. Patrząc na Jego życie, odkrywamy pierwotne, Boże znaczenie pewnych słów.