Niewygodna Ewangelia na ulicy

Pewnie to myślenie naiwne, utopijne, ale byłbym ciekaw reakcji osób protestujących na ulicach na słowa dzisiejszej Ewangelii. Tyle że dzisiejsza Ewangelia jest niczym prowokacja ze strony Pana Boga wobec nas wszystkich. Chcieć tylko uchwycić tę Bożą perspektywę, która wcale nie jest tak jednowymiarowa, jak można by sądzić po pierwszej lekturze tekstu. Pozwolę sobie przywołać w tym kontekście pewne myśli zawarte w interpretacji tego fragmentu Ewangelii dokonanej przez jezuitę Klemensa Stocka, emerytowanego już profesora Papieskiego Instytutu Biblijnego w Rzymie (Jezus dobrocią Bożą, s. 106-109). Tam na Biblicum uczył on nas nie tylko wrażliwości na tekst biblijny, ale też wrażliwości na osoby, o których ten tekst mówi.

W centrum dzisiejszej Ewangelii jest pochylona kobieta, która od osiemnastu lat dotknięta jest nieuleczalnym schorzeniem, na skutek którego nie może się wyprostować (w. 10). „Ta kobieta reprezentuje tutaj wielką rzeszę osób dotkniętych stała ułomnością fizyczną. Wiele rzeczy, które są normalne dla zdrowych, nie może być jej udziałem. Upośledzenie fizyczne prowadzi też często do różnych innych form upośledzenia. Takie osoby są odpychane i z trudem akceptowane jako pełnowartościowi członkowie społeczeństwa. Do fizycznego braku dołączają się jeszcze bariery społeczne oraz obciążenie psychiczne: Dlaczego mnie to dotknęło? Dlaczego muszę znosić tę chorobę? Pochylona kobieta zawsze jest mniejsza od innych ludzi i może na nich patrzeć tylko z dołu” (s. 106)

Drugą postacią centralną dzisiejszej Ewangelii jest Jezus. On jeden ze wszystkich osób będących w synagodze w dzień szabatu „zobaczył” tę kobietę, dostrzegł jej sytuację życiową, nawiązał z nią kontakt, swoim słowem i włożeniem rąk uwolnił ją z kalectwa (ww. 12-13). „Na widok podobnej biedy można różne reagować. Można udawać, że się jej nie zauważyło i w ten sposób odpędzić myśl, że ktoś potrzebuje pomocy. Można dziękować Bogu, że to nie my osobiście zostaliśmy dotknięci chorobą. Można kogoś takiego oceniać tylko według kryteriów użyteczności społecznej i uznać za osobę o mniejszej wartości. Można zostawić własnemu losowi, z którym sam musi się mocować. Można usiłować zarazić jego niekorzystnemu położeniu i przywrócić go do możliwie normalnego życia” (s. 107).

Jest jeszcze przełożony synagogi, który nie akceptuje postępowania Jezusa, powołując się przy tym na Prawo o szabacie, które mówi, iż „jest sześć dni, w które należy pracować”, kiedy to należy „przychodzić i leczyć, a nie w dzień szabatu” (w. 14). Zauważmy jednak, że problemem nie jest samo prawo, tylko jego interpretacja i zastosowanie życiowe. Prawo szabatu, jak wykazuje Jezus, jest sensowne i służy uwolnieniu człowieka od pracy, którą jest związany przez cały tydzień (Pwt 5,12-15). Dzięki prawu szabatu człowiek może cieszyć się darem życia, którym obdarzył go Bóg. „Dlatego czyn dokonany przez Jezusa odpowiadał właśnie szabatowi. Wyzwolił on kobietę z węzła, który ją krępował. Może się ona teraz wyprostować i chwalić Boga. Według św. Augustyna, człowiek wyprostowany to ten, który zwraca swe spojrzenie ku Bogu i ukierunkowuje się życiowo według woli Bożej. Kto zaś kieruje się własnym egoizmem, skupia się na sobie samym, jest człowiekiem pochylonym” (s. 108).

Dzisiejsza Ewangelia jest dla nas wszystkich niewygodna. Bo wciąż pyta się o naszą wrażliwość, nasze zaangażowanie, naszą pomoc tym, którzy są w potrzebie. Także tym, którzy o nią nigdy nie będą mieli możliwości poprosić.