Żadne inne zdanie z Ewangelii nie jest tak często przez nas wypowiadane, chyba poza Modlitwą Pańską, jak słowo setnika rzymskiego, w którym wyraża on swoją małość wobec osoby Jezusa, a zarazem wiarę w uzdrawiającą moc Jego słowa: „Panie, nie jestem godzien…” (w. 8). To jedyny raz w Ewangelii, kiedy stwierdza się, że Jezus jest „zadziwiony” czyjąś wiarą (w. 10). Słowa setnika wzbudzają podziw Jezusa. Rozważmy dzisiaj, jakie było to słowo setnika.

Po pierwsze, było to słowo współodczuwające. Pierwsze zdanie wypowiedziane przez setnika nie jest wcale prośbą, lecz opowiadaniem o dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazł się jego sługa. O swoim słudze mówi jako pais mou (w. 6), co Biblia Tysiąclecia tłumaczy „mój sługa”, ale też możliwe jest znaczenie „moje dziecko” lub „mój syn”. Wybór takiego zwrotu wskazuje na częstą praktykę w rodzinach rzymskich, w których sługa był jej integralną częścią, ale też pozwala sądzić o bardzo silnej więzi uczuciowej, jaka zachodziła między setnikiem i jego sługą, którego traktował po ojcowsku. Sposób, w jaki opisuje chorobę sługi, daleki jest od chłodnej diagnozy medycznej. Ta mogłaby się ograniczyć do stwierdzenia, że jest „sparaliżowany” i „cierpi”, ale setnik używa przysłówka deinōs, którego przekład w Biblii Tysiąclecia jako „bardzo” nie oddaje intensywności i skali bólu sługi „cierpiącego straszliwie”. Mówiąc te słowa, setnik odczuwa, cierpi razem ze swoim sługą. To współcierpienie ze sługą prowadzi go do spotkania z Jezusem, któremu wyjawia swój problem, mówi Mu o tym, co go trapi, co jest cierpieniem zarówno jego, jak i tych, z którymi żyje. Przychodzi do Jezusa z całym swoim życiem i przyprowadza do Niego te wszystkie osoby, które są dla niego ważne, a nie mogą same przyjść. Nie przychodzi prosić dla siebie, ale z prawdziwie ojcowską miłością wstawia się za swoim sługą. To ważne, aby nie przychodzić do Jezusa samemu, myśląc tylko o sobie.

Po drugie, słowo setnika jest słowem pokory. Cała ta scena musiała być szokująca dla Żydów. Oto rzymski oficer dowodzący setką żołnierzy, a więc poganin i wróg w jednej osobie, przychodzi do Jezusa-Żyda i prosi Go o uzdrowienie sługi. W pewnym sensie jest ona zaskakująca dla samego Jezusa. Wprawdzie Biblia Tysiąclecia tłumaczy słowo Jezusa jako przychylenie się do prośby: „Przyjdę i uzdrowię go” (w. 7), ale użycie przez Jezusa na pierwszym miejscu zaimka osobowego „Ja” sugeruje raczej zakłopotanie po stronie Jezusa, który jakby pytał: „Jakże miałbym przyjść do twego domu, skoro Ja jestem Żydem, a ty poganinem?” (I. Gargano, Lectio divina do Ewangelii Mateusza, III, 27). Setnik rozumie to zakłopotanie Jezusa i wyznaje, iż jego dom nie jest wystarczająco godny, aby przyjąć tak wielkiego Pana: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój” (w. 8). Setnik nazywa Jezusa Panem – Kyrie (ww. 6.8), a więc rozpoznaje w Jezusie kogoś więcej niż tylko nauczyciela czy cudotwórcę: wyznaje, że ma przed sobą samego Boga, który mówi i działa za pośrednictwem Jezusa. Dlatego też uznaje swoją absolutną niemożność przyjęcia Tego, który jedyny – jako Bóg – jest czysty i święty.

Po trzecie, słowo setnika jest słowem wiary. Uznając w Jezusie Boga, setnik rozpoznaje w Jezusie obecność Słowa stwórczego: „Powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie” (w. 8). Takie myślenie jest właściwe Żydom, którzy byli przekonani o stwórczej sile słowa wypowiadanego przez Boga, począwszy od stworzenia świata: „Bóg rzekł” i „stało się” (Rdz 1,3). Tymczasem przekonanie setnika, że Jezus jest w stanie uzdrowić na odległość, przez samo tylko wypowiedzenie słowa pełnego mocy i władzy, zrodziło się przez odwołanie do własnego doświadczenia władzy. W strukturach władzy wojskowej setnik był ostatni, a jednak miał pod sobą żołnierzy, którym wystarczyło tylko powiedzieć słowo rozkazu, by uzyskać natychmiastowe wykonanie (w. 9). W podobny sposób setnik widzi władzę Jezusa, która jest absolutna: wystarczy, że powie On słowo, by stało się ono rzeczywistością.

Tej dynamiki słowa setnika potrzebuje nasze słowo, gdy przystępujemy do Komunii Świętej. Tyle mówi się o potrzebie modlitwy o uzdrowienie, a tymczasem to Eucharystia jest sakramentem uzdrowienia, jest czasem i przestrzenią uzdrawiającego działania Jezusa. Potrzeba tylko naszego słowa. Najpierw słowa współodczuwającego, by opowiedzieć Jezusowi o naszym życiu, naszych troskach i problemach, o osobach, które chcielibyśmy Mu zawierzyć. Dalej słowa pokornego, w którym nie tylko przyznamy się do naszej małości i niegodności, ale też do naszej niemocy, że sami z siebie nie możemy nic uczynić. Wreszcie słowa wiary w zbawczą moc Jezusa, którego uznajemy za naszego Pana i któremu pragniemy poddać całe nasze życie, by je przemieniał i uzdrawiał.