„Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (w. 37). I jeszcze „syna lub córkę”, a ponadto „nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien” (w. 38). Mocne słowa! Jak się z nimi zmierzyć?

Po pierwsze, Jezusowi wciąż chodzi o miłość. To nie jest alternatywa: „Albo miłość do rodziców, albo miłość do Mnie – wybieraj!”. To raczej wciąż ta sama linia miłości, tyle że wzrastająca: „Kochaj bliskie Ci osoby, ale mnie kochaj jeszcze bardziej”. I z tym zdaniem nie mamy problemu, jeśli przypomnimy sobie przykazanie miłości Boga i bliźniego: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całym swoim umysłem, ze wszystkich swoich sił, a bliźniego swego jak siebie samego” (Mt 22,37). Pierwsza miłość do Boga, której miarą – miarą, do której mam dążyć – jest „z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił”.

Po drugie, Jezus, mówiąc o miłości zarówno do bliskich, jak i do siebie, używa czasownika phileō, który w kochaniu eksponuje bardziej emocje, zaangażowanie serca, intensywność uczucia. Jezus nie chce, byśmy odrzucali bliskich, przestali kochać drogie nam osoby, lecz pragnie, by nasza miłość była uporządkowana. Chodzi o hierarchię miłości. Może się bowiem okazać, że nawet najbardziej ukochana osoba może stać się naszym „bogiem”. Pomyśleć chociażby o młodych zakochanych, którzy poza sobą nie widzą świata, czy o rodzicach, którzy traktują swoje małe dzieci jak panów i bogów. Ludzka miłość nie może być absolutem, gdyż miewa swoje patologie (W. Węgrzyniak). Ludzka miłość jest zdrowa, gdy na jej przedłużeniu jest Bóg – Stwórca i Dawca każdej kochanej osoby. Nikt nie powinien przesłaniać mi Boga.

Po trzecie, w zdaniach wypowiedzianych przez Jezusa powraca trzykrotnie nie tylko fraza „bardziej niż Mnie”, ale również zwrot „nie jest Mnie godzien”. Przymiotnik aksios, tłumaczony jako „godny”, oznacza „równowartościowy, tej samej wartości”. Jezus zatem pragnie, byśmy w naszej miłości byli do Niego podobni, by nasza miłość była tej samej wartości, jakości, jak Jego miłość. Pragnie, byśmy czynili to, co On sam uczynił. A Jezus nas po prostu ukochał. I to jak ukochał! Jezus ukochał człowieka „bardziej niż” swego Ojca – Wcielenie to tajemnica opuszczenia domu Ojca, to rezygnacja z bóstwa, by być bardziej z ludźmi. Jezus ukochał człowieka, „biorąc swój krzyż”, który stał się wyrazem Jego miłości „do końca” (J 13,1). To Jezus nie chciał „zachować swego życia”, lecz je „stracił”, żeby obdarować życiem człowieka. Jezus zaprasza nas do większej miłości, w której będziemy szli drogą Jego miłości, będziemy Go naśladowali, będziemy Mu „równowartościowi”, tacy jak On sam.

Po czwarte, kochając bardziej Jezusa, będę kochał bardziej drugiego człowieka. W drugiej części dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi o konkretnych uczynkach miłości wobec Jego uczniów. Powiążmy ze sobą dwa zdania: „Kto Was przyjmuje, Mnie przyjmuje” (w. 40) i „Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest moim uczniem, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody” (w. 42). Co z tego wynika? Podejmując jakikolwiek czyn miłości wobec drugiego człowieka, czynię go Chrystusowi. Co więcej, mogę na ten gest zdobyć się właśnie ze względu na Chrystusa, który utożsamia się, jest obecnym w tym drugim. Słyszymy gdzieś w tle słowa Jezusa z przypowieści o sądzie ostatecznym: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40). Miłość do Jezusa może stać się moją siłą, motywacją mojej miłości do drugiego człowieka, szczególnie wtedy, kiedy jest mi trudno zdobyć się na miłość.

Św. Ignacy Loyola w swoich regułach rozeznawania wskazywał również zasadę „magis” – „bardziej, więcej, dalej”: „Trzeba pragnąć i wybierać jedynie to, co nam więcej (magis) pomaga do celu, do którego jesteśmy stworzeni” (Ćwiczenia duchowe, nr 23). Stworzeni jesteśmy z miłości do miłości i dla miłości. Jezus w swoim dzisiejszym słowie zachęca nas właśnie do owego „magis” w miłości. Do „więcej” w miłości właśnie ze względu na Jego osobę, na miłość do Niego. Gdzie są rezerwy w mojej miłości, i do Boga, i do drugiego człowieka? W czym zawiera się moje „magis” – więcej, bardziej, dalej – w miłości?