Najpierw sądzą, że Jezus jest „zjawą” (w. 26), a na końcu wyznają, że „prawdziwie jest Synem Bożym” (w. 33). Czego dowiadujemy się o Jezusie, ale też i o nas, z tej historii nocnej przeprawy uczniów przez Jezioro Galilejskie?

Widzimy najpierw Jezusa na modlitwie (w. 23). Czyni samemu to, czego uczy, szuka samotności na górze, by rozmawiać ze swoim Ojcem „w ukryciu” (Mt 6,6). Kiedy Jezus jest z uczniami, nie jest sam – dzieli z nimi swoją obecność, wspólnotę myśli, pragnień, słowa, którą przeżywa ze swoim Ojcem. Usłyszeć Boga, ale też i siebie samego. Czasami trzeba odejść od życia, by jeszcze bardziej być w życiu, ze świadomością tego, co jest we mnie, czego pragnę, co czuję. Wejść w samotność, by jeszcze bardziej być z innymi.

Jesteśmy świadkami, jak Jezus nie boi się trudnych sytuacji. I dlatego przychodzi nad ranem, wbrew ludzkiej logice, po wzburzonej tafli jeziora, do swoich uczniów walczących z przeciwnym wiatrem, żeby ratować ich życie (w. 25). Czasem można odnieść wrażenie, że Jezusowi jest łatwiej uciszyć wzburzone jezioro, niż wprowadzić pokój w serca przerażonych uczniów, którzy widzą w Nim „zjawę” (w. 26). Jezus przyjmuje z cierpliwością i pokorą tę sytuację. Przyjmuje swoich uczniów bezwarunkowo, niezależnie od ich stanu ducha. Godzi się na prośbę Piotra, mimo że wie, iż w ten sposób jest przez niego poddawany próbie (w. 28). Słabość Piotra nie osłabia miłości Jezusa. Kiedy Jezus uratuje Piotra, nie będzie go oskarżał, że zwątpił, tylko zapyta: „Małej wiary, czemu zwątpiłeś?” (w. 31). Swoim pytaniem Jezus otwiera ucznia na pogłębienie wiary, ożywienie jej. Odwołując się do etymologii czasownika distazō, przetłumaczonego w Biblii Tysiąclecia jako „zwątpić”, należałoby go rozumieć jako „chwiać się w swoim myśleniu, mieć dwojakie myśli o czymś” (F.W. Danker, The Concise Greek-English Lexicon of the New Testament, 99). Jezus naprowadza swoich uczniów na właściwe myślenie, patrzenie, odczuwanie.

Jezus pragnie relacji osobowej z nami. Jest to ważne, szczególnie kiedy w naszym życiu pojawiają się burze, przeciwne wiatry, grozi nam niebezpieczeństwo. Kiedy przeciwny wiatr i wzburzone fale miotają łodzią, uczniowie robią wszystko, by o własnych siłach dobić do brzegu. Im gwałtowniej walczą o przetrwanie, tym bardziej ich życie jest zagrożone. Kiedy przychodzi do nich Jezus, uznają Go za zjawę, bo Jego obecność przy nich w tym momencie wydaje się niemożliwa, więcej, irracjonalna, sprzeczna z ich doświadczeniem natury. To też pewnie stoi za prośbą Piotra: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie” (w. 28). Prośba irracjonalna, a jednak możliwa do spełnienia na słowo Jezusa: „Przyjdź!” (w. 29). Jezus pragnie być blisko swego ucznia, pragnie być z nim. To jednak zależy też od Piotra, nie tylko od pragnienia, przyjścia, ale od wejścia i trwania w relacji z Jezusem. Jak długo ufa Jezusowi, jak długo ma wzrok skierowany na Jezusa, może iść po wodzie. Kiedy jednak „spojrzy na silny wiatr”, zaczyna znów liczyć tylko na siebie i zaczyna tonąć. Tu odsłania się sens przywołanego czasownika distazō (w. 31): problem Piotra zawiera się tej podwójności myśli, patrzenia, chodzenia. Jak długo miota się między Jezusem i falami jeziora, będzie tonął. Dopiero jednoznaczne opowiedzenie się za Jezusem: „Panie, ratuj mnie!” (w. 30), uchroni go przed zatonięciem. Razem wchodzą do łodzi (w. 32).

Razem z Piotrem patrzymy dzisiaj na Jezusa, zmagając się z falami naszego życia. Razem z Piotrem słyszmy to słowo Jezusa: „Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!”. Razem z nim wyciągamy naszą rękę ku Jezusowi, bo tylko w Nim jest nasz ratunek i pokój.