W dzisiejszej Ewangelii może się odnaleźć każdy z nas. Burza, która rozpętała się na jeziorze, jest obrazem tych wszystkich doświadczeń życiowych, które uderzają w nas tak gwałtownie, że napawa nas lęk, przerażenie, bezsiła i beznadzieja. Mamy wrażenie, że toniemy. Pomyślmy chociażby o ostatnich miesiącach pandemii. Jak stawić czoła naszym burzom życiowym?

Uczniowie „poszli za” Jezusem do łodzi (w. 23). Podążają za Nim, wchodząc razem z Nim w burzę na jeziorze. Pójście za Jezusem nie oznacza świętego spokoju, ale jest zmaganiem, walką, nie tylko w wymiarze duchowy. Ale burza nie jest po to, byśmy zginęli, lecz odkryli, że w tym doświadczeniu jest z nami Jezus.

Spójrzmy na Jezusa – śpi (w. 24) – nie jest to wyraz Jego zmęczenia, lecz spokoju i ufności. Jakby Jezus w tym momencie powtarzał za psalmistą: „Kładę się, zasypiam i znowu się budzę, bo Pan mnie podtrzymuje” (Ps 3,5). Jezus wprawdzie „nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć” (Mt 8,20), a w każdej sytuacji jest u siebie w domu, czyniąc ją przestrzenią swego zbawczego działania. Także nasze burze. Naturalną rzeczą jest walka o przetrwanie. To kwestia instynktu samozachowawczego. Tyle że w przypływie lęku i paniki podejmujemy niekiedy działania, które zamiast nas ratować, wprowadzają nas w jeszcze większą burzę i zagrożenie. Często dopada nas burza emocji, która odbiera nam chłodne, racjonalne spojrzenie. Ewangelista Mateusz nie odnotowuje, by uczniowie walczyli z burzą i falami uderzającymi w łódź. Ale tak było, jak relacjonują to pozostali ewangeliści. Problem uczniów zawierał się w tym, że liczyli tylko na swoje siły, próbowali po swojemu ratować łódź, zapomniawszy o obecności Jezusa w łodzi. Pośrodku burz życiowych nie zapomnieć o obecności Jezusa przy nas.

I dlatego też w centrum opowiadania Mateusza znajduje się upomnienie, jakie Jezus kieruje do swoich uczniów: „Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?” (w. 26). Jezus zestawia lęk z wiarą. Jakby to były dwie rzeczywistości wykluczające się wzajemnie: jeśli wierzymy, to nie ma w nas lęku; jeśli się lękamy, to brakuje nam wiary. To pewne uproszczenie, ale można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby uczniowie naprawdę wierzyli Jezusowi, to nie musieliby Go budzić (J. Pierzchalski, Medytacje, s. 117). Cóż bowiem mogło przydarzyć się im, jeśli był z nimi Jezus? Wierzą w Jezusa, ale ich wierze brakuje zaufania i zawierzenia Jezusowi – nie tylko zaufania w Jego zbawiającą obecność, ale również zawierzenia Mu również wtedy, kiedy wydaje się, że śpi i nie przejmuje się ich sytuacją. Tymczasem idąc za myślą psalmisty, sen Boga nie jest nawet drzemką: „Nie zdrzemnie się, ani nie zaśnie Ten, który czuwa nad Izraelem” (Ps 121,4).

Nastała „głęboka cisza” na jeziorze (w. 26). Kiedy w naszym życiu nastaje taka „wielka cisza” po „wielkim wzburzeniu” (użyty w w. 24 rzeczownik seismos tradycyjnie opisuje trzęsienie ziemi; stąd właściwszym przekładem jest „wzburzenie” niż „burza”), to warto wykorzystać ją do postawienia sobie pytania o Jezusa: „kimże On jest” (w. 27). On – jako nasz Stwórca – jest w stanie uciszyć każdą naszą życiową burzę. Kiedy przyjdzie kolejna, miejmy odwagę pamiętać, że w łodzi naszego życia nie jesteśmy sami – jest z nami Jezus.