Trzy słowa Jezusa o domu naszego życia

W centrum dzisiejszej Ewangelii jest osoba Jezusa jako egzorcysty. Pokazując różnicę między działaniem demonów a swoim dziełem, Jezus przekierowuje naszą uwagę na sytuację konkretnego człowieka, którą przybliża trzykrotnym odwołaniem się do obrazu domu. Dom jako metafora ludzkiego życia.

Pierwsze słowo, a właściwie rodzaj przysłowia: „Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się wali” (w. 17). Jezus odwołuje się do tego przysłowia, by wykazać absurdalność zarzutu, iż jakoby miał posługiwać się władzą księcia demonów, aby wystąpić przeciwko demonowi (w. 18). Słowo Jezusa możemy odnieść do naszego życia. Jezus podpowiada, że człowiek musi być wewnętrznie spójny, zintegrowany, jednomyślny, jednego, a nie podwójnego serca (Ez 11,19). Ta jedność serca przekłada się na słowa i czyny: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5,37). Doświadczając wewnętrznego rozdarcia, konfliktu sumienia, człowiek pozostaje jakby zawieszony między „dwoma panami” (Mt 6,24). Potrzeba nam w tych sytuacjach być z Jezusem (w. 23), który „nie było «tak» i «nie», lecz dokonało się w Nim «tak»” (2 Kor 1,19). Droga do uzdrowienia leży w prawdzie, którą jest Jezus – On nie tylko nazywa dobro i zło po imieniu, ale wyzwala nas i uzdalnia ku dobru, prawdzie i miłości. Tu jest potrzeba uzdrowienia naszego serca przez Jezusa.

Drugie słowo: „Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu… Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go…” (ww. 21.22). Życie jako dom – dosłownie jako „pałac”, bo tak można tłumaczyć grecki termin aulē (w. 21) – które należy chronić, osłaniać, o które należy walczyć. Stawką jest życie, jak mówił Jan Paweł II do młodych na Westerplatte 12 czerwca 1987 roku:

„Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje «Westerplatte». Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można «zdezerterować». Wreszcie – jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba «utrzymać» i «obronić», tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić – dla siebie i dla innych”.

Nie język militarny jest istotny – bardziej świadomość dobra, które wymaga pomocy ze strony Tego, który rzeczywiście jest „Mocarzem” silniejszym od tego, który chciałby zdobyć i zniszczyć dom naszego życia. Nieprzyjaciel może mieć różne twarze, także oblicze złego ducha. Czasem jednak jesteśmy nim my sami, gdy zadufani w sobie, liczymy na własne siły, możliwości, umiejętności. Może tym bardziej potrzeba naszego opowiedzenia się za Jezusem, by „z Nim być” i „z Nim zbierać” (w. 22).

Trzecie słowo: „Wtedy idzie i bierze siedmiu innych duchów, złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam” (w. 26). Obraz „wymiecionego i przyozdobionego” domu (w. 25) przedstawia człowieka uwolnionego przez Jezusa od złego ducha. Po jego odejściu dom pozostał niestety pusty, by nie powiedzieć, bezpański, bo człowiek nie zaprosił do swego życia „Mocarza”, który przyniósł mu wyzwolenie. W ten sposób człowiek – uśpiony poczuciem zadowolenia, uspokojenia, odzyskanej pewności siebie – sam pozbawia się obrony i naraża się na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Zły duch nie ustaje w pragnieniu zniszczenia tego, co dokonał Jezus dla nas. Będzie szukał każdej szczeliny w domu naszego życia, najczęściej jakiejś naszej słabości, do której się nie przyznajemy, którą może bagatelizujemy albo już się do niej przyzwyczailiśmy. Wdzierając się tą drogą, szatan pragnie naszego wewnętrznego rozbicia, chaosu, nieuporządkowania, by na powrót nas ujarzmić. Tymczasem mamy innego Mocarza, którego „jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie” (Mt 11,30). Jezus pragnie w nas na stałe mieszkać. Pragnie, by nasze życie stało się Jego domem.

Trzy obrazy, ale wciąż ten sam dom naszego życia. Co te obrazy mówią o mnie, o moim życiu, o mojej relacji z Jezusem?