O marudzeniu (nie tylko) Panu Bogu

Maruda to ktoś, kto grymasi, kaprysi, wybrzydza. Tak jak dzieci bawiące się na rynku, o których słyszmy w Jezusowej przypowieści. Przemawiają się wzajemnie, przerzucając się winą za nieudaną zabawę. Ani jedni, ani drudzy nie chcieli ustąpić i w rezultacie nie doszło do zabawy ani w kondukt żałobny, ani w orszak weselny. Do takiej postawy dzieci – do takich marud – Jezus przyrównuje „to pokolenie” (w. 16), które okazuje opór, bunt i kaprys wobec propozycji zarówno Jana Chrzciciela, jak i Jezusa. Ale pewnie i w naszym czasie nie brakuje osób, które ciągle marudzą, także wobec Pana Boga, także w Kościele. Czy jest jakaś szansa, by to zmienić?

Skoro dzieci i marudzenie, to pewnie każdy z rodziców mógłby wiele powiedzieć wiele na temat marudzenia i kaprysów swoich dzieci. Zacznijmy od pytania, dlaczego dzieciom zdarza się marudzić? Niech rodzice mi wybaczą, że spróbuję wymienić przynajmniej kilka przyczyn marudzenia dzieci. Lista odpowiedzi pozostaje otwarta.

Marudzi, bo ma za dużo, bo odczuwa przesyt. Ma zbyt dobrze – tak czasami mówimy.

Marudzi, bo nie jest przyzwyczajony do przeciwności, wyzwań, trudności. Odrobina wysiłku, ale też małe niepowodzenie potrafią odebrać mu zapał, chęci, energię.

Marudzi, bo chce postawić na swoim. Jest w nim złość, z którą sobie nie radzi, dlatego tupie nogą.

Marudzi, bo na wszystko ma przyzwolenie (dla świętego spokoju) i kiedy słyszy słowo „nie”, kiedy ktoś nie zgadza się na jego pomysły, odmawia mu, wówczas buntuje się, narzeka, wyraża niezadowolenie.

Marudzi, bo nie umie przyjąć innego zdania niż jego, przyznać komuś racji, ustąpić. Bo wszystko wie najlepiej.

Marudzi, bo sam nie wie, czego chce. Czymś się zachwyci, zapali się do czegoś, ale po chwili już jest niezadowolony, bo nie tego oczekiwał.

Marudzi, bo jest zmęczony, niewyspany.

Marudzi, bo coś go boli i nie potrafi tego nazwać. Ale sygnalizuje swoim marudzeniem, że coś mu dolega.

Spróbujmy teraz tę list powodów marudzenia dzieci przenieść na naszą relację do Pana Boga. Dlaczego nam zdarza się marudzić Panu Bogu?

Raczej wszystkiego nie mamy. I nigdy za dużo. Dlatego o wiele częściej zdarza się nam marudzić z powodu przeciwności, trudności w życiu. Chcielibyśmy, by było łatwo i przyjemnie, a gdy jest inaczej, jesteśmy niezadowoleni, pełni żalu i pretensji. Zdarza się nam też obrażać na Boga w takich sytuacjach. Mamy wrażenie, że Bóg nam odmawia czegoś, że nie chce przychylić się do naszych oczekiwań, że mówi nam „nie”, a przecież my wiemy, co jest dla nas dobre.

Właśnie, marudzimy, bo nie zawsze dzieje się tak, jak byśmy chcieli, po naszej myśli. Mówimy: „bądź wola Twoja”, ale oczekujemy raczej spełnienia się naszej woli. Tego marudzenia jest jeszcze więcej, gdy tak naprawdę sami nie wiemy, czego chcemy w życiu, od życia. Sami siebie nie nazwaliśmy, określiliśmy, nikt nam w tym nie pomógł. Wtedy łatwo zrzucać na Boga winę za nasze niepowodzenia, niezadowolenia, frustrację. I marudzić, że ciągle nie ma tego, co byśmy chcieli, ale w sumie sami nie wiemy, co jest naszym rzeczywistym pragnieniem.

Przyczyną naszego marudzenia może być też zmęczenie i to fizyczne, i to duchowe. W życiu często idą one w parze. O wysypianiu się, potrzebie zdrowego odpoczynku, ruchu na świeżym powietrzu nawet nie trzeba mówić. Także sfera ducha wymaga odpowiedniej troski, szczególnie gdy w życiu piętrzą się trudności, problemy, gdy pojawiają się doświadczenia raniące nas głęboko, ściągające nas w dół.

W takich sytuacjach nasze marudzenie może też być symptomem jakiegoś problemu duchowego, życiowego, z którego nie zdajemy sobie sprawy czy też do niego się nie przyznajemy. A radzimy sobie z nim właśnie marudzeniem, zamiast go wpierw nazwać, a potem stawić mu czoła, nie samu, ale z Jezusem, wobec Jezusa.

Skoro przyczyną marudzenia może być też ból i cierpienie, to trzeba nam dzisiaj dodać, że źródłem naszego marudzenia Bogu może być też i Kościół, to, co dzieje się w Kościele. Ale to częściej nie jest marudzenie, tylko prawdziwy ból, cierpienie i niestety bezsilność.

Co zatem zrobić z tym naszym marudzeniem? Słyszeliśmy kilka dni temu słowa Jezusa: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 12,28). Bądźmy w tym przyjściu jak dzieci. Nie bójmy się przyznać do marudzenia, które jest tylko wyrazem naszego krytykanctwa, malkontenctwa i skupienia na sobie. W to miejsce weźmy Jezusowe jarzmo miłości, cichości i pokory. A to, co jest naszym jarzmem w życiu, ufnie złóżmy na Jezusa. „On obarczył się naszym cierpieniem i dźwigał nasze boleści” (Iz 53,4). Ale nie tylko, bo „w Jego ranach jest nasze uzdrowienie” (Iz 53,5) – nie z naszego marudzenia, ale z tego, co jest źródłem naszego bólu, cierpienia i bezsilności.

Kategorie: Adwent