Jakiego spojrzenia na Jezusa potrzebuje nasza wiara?

Aż nie chce się wierzyć, że Jan Chrzciciel miał też chwile zwątpienia, co poświadcza dzisiejsza Ewangelia. Zwątpienie Jana zrodziło się ze spojrzenia na Jezusa. W jego zwątpieniu możemy rozpoznać nasze wątpliwości i zachwiania w wierze w Jezusa. Jak spojrzenie może być przyczyną zwątpienia?

Ewangelista Łukasz nie precyzuje, w którym momencie naszły Jana Chrzciciela wątpliwości co do osoby Jezusa. Okoliczności znane są z relacji ewangelisty Mateusza (Mt 11,2). To jest już koniec życia Jana, który został wtrącony do więzienia przez Heroda. Pozostaje kwestią kilku dni, może tygodni, kiedy zostanie ścięty. Jan ma tego świadomość i robi swoisty rozrachunek ze swego życia, które w całości poświęcił proklamowaniu Jezusa jako zapowiadanego przez proroków Mesjasza. I tu wchodzi w sytuację kryzysu związanego z patrzeniem na Jezusa.

W ciągu swego życia wielokrotnie patrzył na Jezusa. Rozpoznał Go i w efekcie protestował, kiedy Jezus prosił Go o chrzest: „to ja potrzebuje chrztu od Ciebie” (Mt 3,14). Ostatecznie udzielił go Jezusowi. Wtedy właśnie „ujrzał i daje świadectwo, że On jest Synem Bożym” (J 1,34). Gdy później zobaczy przechodzącego Jezusa, rozpozna w Nim „Baranka Bożego, który gładzi grzech świata” (J 1,29). Zatem Jan Chrzciciel rozpoznał, że Jezus jest zapowiadanym Mesjaszem. A tymczasem dzisiaj słyszmy, jak pyta się Jezusa za pośrednictwem sowich uczniów: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” (w. 19). Skąd zatem te wątpliwości, które dopadły Jana pod koniec życia?

Jan rozpoznał czas Jezusa, Jego osobę, ale nie potrafił poznać sposobu działania Jezusa. To nie są tylko klisze, którymi my posługujemy się, patrząc na Jana i Jezusa. Dwa różne sposoby życia, przeżywania relacji, patrzenia na człowieka. Obrazy upraszczające nieco, ale uświadamiające nam dramat patrzenia Jana Chrzciciela.

Jaki mamy obraz Jana? Człowiek radykalny, nieprzebierający w słowach, ostry i wyrazisty w swoim osądach, gwałtownik przychodzący z ogniem w ręku, by wypalić zło. A nasz obraz Jezusa? Człowiek miłosierny, bliski grzeszników – nawet gdy ci nie są zdolni do nawrócenia, otoczony ludźmi, szukający spotkania i wspólnoty z nimi.

Nie takiego Mesjasza oczekiwał Jan Chrzciciel. Tymczasem Jezus nie poddaje się ludzkim schematom, nie odpowiada ludzkim oczekiwaniom, nie wpisuje się w ludzkie scenariusze pisane dla Mesjasza. I stąd dramat spojrzenia Jana Chrzciciela. Ale też i nasz.

Bóg, który mówi inaczej, niż oczekiwaliśmy. Bóg, który nie postępuje według naszych oczekiwań. Bóg, który nie słucha naszych sugestii. Bóg, który nie przestrzega naszych rytuałów. Taki Bóg budzi wątpliwości, podejrzenie, czy aby na pewno to jest nasz Bóg, Bóg, którego oczekujemy. Nie chcemy przyznać się do tego, ale nie zawsze zachowanie Jezusa odpowiada naszym oczekiwaniom. Także względem Bożego Narodzenia, które staje się coraz częściej i bardziej tylko pretekstem do świętowania pozbawionego treści, a skupionego na formie, która już nie potrzebuje Bożego Narodzenia.

Nie wystarczy oczekiwać Bożego Narodzenia. Adwent zaprasza nas do otwarcia się na Jezusa, który jest „Inny”. Inny od naszych idei, schematów, utartych wyobrażeń, rytuałów. Sugerujemy Mu, jak winien się zachować, postąpić wobec nas. Mamy swoją listę życzeń wobec Niego. Chcielibyśmy Go pouczyć, jak należy… być Bogiem. Przy takim spojrzeniu na Boże Narodzenie o zwątpienie łatwo. Cóż pozostaje? Ośmielę się na taką odpowiedź: pozwólmy Bogu być Bogiem w Boże Narodzenie. Ale do tego potrzeba spojrzenia na Jezusa…

„Błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie” (w. 23).

Kategorie: Adwent