O zrozumieniu męskiego punktu widzenia – przypadek św. Józefa

Tytuł drugiego na dzisiaj rozważania zrodził się po wczorajszych roratach, kiedy to wracając w kilka osób, stwierdziliśmy, nieco żartobliwie, że genealogia Jezusa przedstawia męski punkt widzenia świata. W trakcie dyskusji padło stwierdzenie, że nikt nie jest w stanie zrozumieć męskiego sposobu myślenia. Po lekturze dzisiejszej Ewangelii pocieszam się, że jest przynajmniej jedna taka .

A dzisiejsza Ewangelia jest pisana też z perspektywy mężczyzny, stawiając w centrum dylematy, wobec których stanął Józef po zaślubinach z Maryją. Prawnie jest jego małżonką, choć jeszcze nie mieszkają pod jednym dachem. I tak jest przez rok, do czasu urzędowego potwierdzenia małżeństwa przez przedstawiciela synagogi i wesele. Dopiero wtedy małżonkowie mogą skonsumować swoje małżeństwo. Ten kontekst kulturowy uświadamia nam skalę dylematów, przed którymi stanął Józef, gdy dowiedział się, że Maryja jest brzemienna. I cała historia narodzenia Jezusa opisana przez ewangelistę Mateusza w dzisiejszej Ewangelii jest przestawiona z perspektywy św. Józefa, który ma swój męski punkt widzenia na historię z Maryją. Tyle że zauważmy, iż ta historia potoczyła się zupełnie inaczej, niż zakładał Józef. Dlaczego? Bo pojawił się jeszcze jeden punkt widzenia – Boski. Popatrzmy zatem, jak Pan Bóg kształtuje męski punkt widzenia św. Józefa.

Józef wpisuje się w obraz stereotypowego mężczyzny, który trzyma się sztywno zasad, postrzega świat w czarno-białych kolorach, jest wycofujący się w sytuacji, która zdaje się go przerastać. Józef jest „mężem sprawiedliwym”, a więc trzyma się litery Prawa Mojżeszowego, które nazywa grzech grzechem. To jednak by znaczyło, że Maryja winna zostać ukamienowana, a to nie jest dla niego do zaakceptowania. Znajduje rozwiązanie, które znowu trzyma się litery Prawa – list rozwodowy, który pozwala mu oddalić żonę pod praktycznie dowolnym pretekstem. Tym samym nikt nie zarzuci jej cudzołóstwa, bo sprawa nie ujrzy światła dziennego.

W to wszystko wkracza Pan Bóg i apeluje do Józefa we śnie, by właśnie pozostał wierny męskiemu punktowi widzenia. A co to znaczy w tej sytuacji? „Weź do siebie Maryję, twą Małżonkę”. Zatem bądź konsekwentny w swoim życiu, bądź wierny danemu słowu. Nie uciekaj od trudności, nie znikaj, kiedy życie staje się nagle wymagające, nie po twojej myśli. Problemy nie rozwiązuje się przez odsuwanie ich od siebie, uciekanie od nich. To jest właśnie sprawdzian, w jaki stopniu jesteś mężczyzną, na którego można liczyć. Bądź po prostu mężczyzną!

„Nie bój się” – to kolejne słowo Boga kształtujące męski punkt widzenia Józefa. Nie żeby nie miał prawa się bać, odczuwać lęku. Mężczyzna, który mówi, że się niczego nie boi, kłamie albo, i to chyba jeszcze gorsze, nie zna zupełnie siebie. Lęk jest częścią życia każdego człowieka, także mężczyzny. Działa jak system ostrzegawczy, który chroni go przed brawurą i głupotą, ostrzega przed zagrożeniem, czyni czujnym wobec nieznanego. Nie chodzi o to, żeby zaprzeczać swym lękom, tylko je dostrzec i właściwe spożytkować. Bo lęk rozpoznany będzie mobilizował, dawał adrenalinę, motywował do poświęcenia. Kiedy tak będzie? Gdy mężczyzna przestanie się lękać o siebie, a przejmie go lęk o innych, o te osoby, które mu zaufały, powierzyły się, a które on rozpoznał jako dobro, o które ma się troszczyć, które ma pomnożyć i chronić. Bo w ten sposób doświadczy swego dobra – w dobru tych konkretnych osób. A więc Józefie, przestań myśleć o swojej reputacji jako „zdradzonego” mężczyzny, ale zatroszcz się o życie i dobro Tej, którą wybrałeś i umiłowałeś. O Jej życie i Życie, które w sobie nosi, masz się lękać.

„Nadasz Mu imię Jezus” – tu czeka Cię zadanie, w którym nikt cię nie zastąpi: ojcostwo. Nie tylko w tym znaczeniu prawnym uznania Jezusa za swego syna. Stawka jest o wiele większa, jeśli odwołać się do modelu rodziny czasów Jezusa – ale ten model wcale się nie wyczerpał. I tu pewnie się narażę wielu Paniom, ale w świecie „bez ojca” trzeba nam powiedzieć czasami o bardzo podstawowych prawdach. Bo ojciec obdarowuje syna sobą, swoją tożsamością, historią, umiejętnościami. W czasach Jezusa to na ojcu spoczywała nauka syna mówienia – w ten sposób ojciec wprowadzał syna w poznanie świata, obdarowywał syna swoim słowem, myśleniem, autorytetem. Ojciec uczy syna bycia mężczyzną, także w świecie dylematów, problemów, trudności i wyzwań, w którym ważna jest umiejętność radzenia sobie z porażką czy niepowodzeniami. Ojciec od syna wymaga, bo tylko w ten sposób może go nauczyć, że nie wszystko będzie zawsze po jego myśli, że nie wszystko w życiu nam wolno, ale też że w życiu nic nie jest gotowe i za darmo, bez wysiłku i bez pracy. Oczywiście, wychowanie syna – nie zapominamy o córkach, ale rzecz dzisiaj o Józefie i Jezusie – niemożliwe jest bez matki, ale w tym procesie rola ojca jest niezastąpiona. I o tym, Józefie, nie możesz zapomnieć. Bez ciebie Jezus nie nauczy się szacunku i delikatności wobec kobiet – nie nauczy się bez przykładu twojej miłości do Maryi.

Tu się zatrzymam, choć w dzisiejszej Ewangelii jest jeszcze kilka elementów podprowadzających pod męski punkt widzenia świata. Dla mnie osobiście poruszające jest  milczenie Józefa i to nie tylko w rozważanej dzisiaj Ewangelii. Nie słowa, lecz czyny mówią. I coś jeszcze więcej, stopniowe znikanie Józefa z kart Ewangelii – w jego miejsce wchodzi Maryja i Jezus. Józef rzeczywiście „wziął Maryję do siebie”, czyniąc ze swej osoby przestrzeń życia dla Maryi i Jezusa. Im mniej jest Józefa, tym więcej jest tych, których on kocha. To też męski punkt widzenia św. Józefa.