Nadzieja dla nas

Dzisiaj zatrzymajmy się tylko na pierwszym zdaniu z Ewangelii, które w tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia brzmi: „Gdy [Jezus] posłyszał, że Jan został uwieziony, usunął się do Galilei” (w. 12). Proste zdanie, któremu zwykle nie poświęca się zbytniej uwagi w komentarzach. Od strony literackiej zdanie to buduje niezbędne przejście od sceny kuszenia Jezusa (Mt 4,1-11) do publicznej działalności Jezusa, którą jest wzywanie do nawrócenia i ogłaszanie królestwa Bożego (w. 17). A jednak jest w tym zdaniu kilka słów, które odsłaniają pewną taktykę Jezusa w dziele naszego zbawienia. Jeden tylko czasownik, który mówi znaczenie więcej niż wynikałoby to z jego polskiego tłumaczenia: paradidōmi („być uwięzionym”).

Pierwsze znaczenie czasownika paradidōmi to „oddać, przekazać, wydać”. Jest on używany na określenie „wydania kogoś komuś drugiemu, kogoś na coś”. W przypadku Jana Chrzciciela nie chodzi tylko o „uwięzienie” go, ale o „wydanie” go na śmierć, bo tym skończy się jego uwięzienie. Ten sam czasownik będzie powracał w Ewangeliach na określenie „wydania” Jezusa na śmierć (Mt 17,22; 20,18.19; 26,2 itd.). Ale w tym kontekście ujawni się jeszcze inne znaczenie tego czasownika: „wydanie” będzie w istocie „zdradą”. Judasz „wydaje” Jezusa władzom żydowskim, czyli Go „zdradza”, jak tłumaczy Biblia Tysiąclecia w Mt 10,4; 26,48. To samo zresztą uczynią władze, które „wydadzą, zdradzą” Jezusa Piłatowi (Mt 27,2). Podobnie on „zdradzi, wyda” Jezusa na śmierć (Mt 27,26). Czasownik paradidōmi wyraża zatem to, co człowiek czyni wobec Boga: zdradza Go, czyli wydaje Go, wyrzuca Go, przekazuje Go z rąk do rąk.

Jednocześnie ten sam czasownik, ta sama czynność ludzi nabiera innego znaczenia: ludzi „wydają” Jezusa, a co On robi? „Wydaje się” im, oddaje się im w ręce, pozwala na potraktowanie siebie jak przedmiot, który wędruje z rąk do rąk. „Wydając się” w ręce ludzi, Jezus nie jest już przedmiotem, lecz podmiotem tej czynności. Nie jest to już tylko czyn zdrady, ale czyn Jezusowej miłości, co wiele razy będzie podkreślał św. Paweł: Jezus „umiłował mnie i siebie samego wydał za mnie” (Ga 2,20; podobnie Ef 5,2.25). Jezus jakby wykorzystuje zło, by uczynić je miejsce swego daru. Ten sam czyn: ludzie „wydają” Jezusa, a On „się wydaje”, „zdradzają” Go, a On „się daje”. Zło pozostaje złem, zdrada zdradą, ale potęga miłości Boga nawet najbardziej zły czyn człowieka, jakim jest zabicie Boga, przemienia w czyn zbawienia. Bóg nie czyni nic innego ponadto to, co uczynił człowiek. Człowiek zabiera życie, a Bóg wydaje mu swoje życie, wydaje z miłości, która daje życie.

Nasza nadzieja chrześcijańska buduje się właśnie na tej tajemnicy Bożej miłości, która „wydaje się” dla nas na krzyżu. Św. Paweł będzie mówił Koryntianom o „mądrości krzyża” (1 Kor 1,17–2,9). Była ona wtedy, ale jest i dzisiaj, dla jednych „zgorszeniem”, dla drugich „głupstwem” (1,23). Tymczasem mądrość krzyża jest kluczem do zrozumienia ludzkiej historii. Zło jest obecne w świecie. Nawet ma się wrażenie, że to zło triumfuje w świecie. Tymczasem sensem historii jest miłość Boga, który ofiarowuje się dla nas, daje swe życie tam, gdzie my za-dajemy śmierć, wy-daje się nam, którzy Go wy-dajemy. Nie chodzi tylko o nadzieję, że Bóg w swojej miłości jest w stanie odwrócić każde zło, które my popełniamy i nie jesteśmy zdolni go naprawić. Bardziej jeszcze o nadzieję, że kiedy my doświadczamy „wydania”, „zdradzenia” ze strony innych ludzi, to nie jesteśmy sami, ale jest z nami Jezus, który „nas umiłował i siebie samego wydał za nas” (Ef 5,2).