Boga może zobaczyć tylko miłość

Wczoraj byliśmy świadkami rozmnożenia chleba przez Jezusa (Mk 6,34-44). Zaraz potem przeprawa łodzią do Betsaidy, jakkolwiek bez Jezusa, gdyż pozostał on na górze, by się modlić. Uczniowie walczą na jeziorze z przeciwnym wiatrem, przychodzi do nich Jezus, a oni Go nie rozpoznają – widzą w Nim zjawę. I ostatnie zdanie dzisiejszej Ewangelii, tłumaczące fakt nierozpoznania Jezusa przez uczniów: „Nie zrozumieli bowiem zajścia z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały” (w. 52) – dosłownie: „ich serca były zatwardziałe”. To zdanie zinterpretowałbym następująco: „Nie zrozumieli bowiem miłości Jezusa, gdyż ich serca były zamknięte na miłość”. Skąd taka interpretacja?

„Zajście z chlebami” objawia Jezusa jako pasterza, który jest pełen miłości dla swoich owiec, zgłodniałych i porzuconych (w. 34). Dlatego karmi ich najpierw swoim słowem, widząc ich potrzeby duchowe, by następnie to słowo przemienić w chleb, wychodząc naprzeciw potrzebom ich ciała. Tej miłości pasterskiej do owiec brakuje uczniom, którzy rozwiązanie problemu widzą w odesłaniu ludzi do okolicznych wsi, by tam sobie sami kupili pożywienie (w. 36). Uczniowie nie rozumieją, że miłości nie kupuje się za pieniądze, lecz ofiarowuje się ją i dzieli z innymi, bo tylko w ten sposób jest ona pomnażana. Ich serca są „zatwardziałe”, czyli są jak kamień, są martwe, niezdolne do miłowania, współodczuwania, dzielenia się.

Miłość Jezusa i brak miłości u uczniów – to zderzenie dwóch różnych postaw możemy pogłębić przez dostrzeżenie w dzisiejszej Ewangelii jeszcze innych elementów sytuujących Jezusa i Jego uczniów na przeciwległych biegunach wyznaczanych przez miłość i nie-miłość. Spójrzmy na trzy takie momenty.

Pierwszy: Jezus jest sam, a uczniowie są razem – ale to tylko pozory. Jezus „odszedł na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, łódź była na środku, a On sam jeden na lądzie” (ww. 46-47). Jezus jest sam, lecz na modlitwie jest z Ojcem. Góra jeszcze bardziej zbliża Go do Boga Ojca. Uczniowie są w łodzi, ale ta jest sama na środku jeziora miotana wiatrem. Uczniowie są razem, lecz w istocie sami, bo bez Jezusa, wydani na pastwę żywiołu. Jezus zanurza się w miłości i woli swego Ojca, uczniowie zaś odsuwają się coraz bardziej od tej miłości i wpadają w objęcia żywiołów, które w Starym Testamencie symbolicznie przedstawiały siły wrogie Bogu.

Drugie przeciwstawienie: Jezus „widzi, jak trudzą się przy wiosłowaniu” (w. 48), uczniowie zaś, „widząc Go kroczące po jeziorze, myśleli, że to zjawa” (w. 49). Wobec przeciwnego wiatru uczniowie nie posunęli się zbytnio w swojej przeprawie na drugą stronę jeziora. Jezus z brzegu widzi nie tylko łódź miotaną wiatrem, ale samych uczniów, jak trudzili się przy wiosłowaniu, walcząc z wiatrem od czoła. Jezus widzi nie „zjawisko”, lecz konkretne osoby, ich życie, trud, cierpienie, trwogę. Tak patrzy miłość. Uczniowie zaś, zamiast Jezusa, widzą „zjawę” – nie widzą osobę, tylko chore wyobrażenia swego umysłu i serca. „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk” (1J 4,18).

I trzecia opozycja: uczniowie, widząc Jezusa, „zatrwożyli się”, tymczasem Jezus mówi im: „Odwagi, to Ja jestem, nie lękajcie się!” (w. 50). Wyjaśnienie tego przeciwstawienia leży znowu w miłości. Kiedy nie ma miłości, kiedy nie widzi się drugiej osoby, jest tylko skupienie na sobie, wówczas dopada człowieka trwoga o własne życie, własne przetrwanie. I to jest źródło lęku, który paraliżuje i napełnia przerażeniem. Natomiast, gdy widzi się drugą osobę i jest się o nią zatroskanym, walczy się o jej dobro, to przychodzi wówczas odwaga, męstwo i troska o życie tego drugiego. Miłość przekracza samotność, wyzwala z lęku, pozwala zobaczyć dobro drugiego i o nie zawalczyć, bo w nim widzi się własne dobro, szczęście, życie. Taka jest miłość Jezusa, którą pragnie dzielić z nami, swoimi uczniami. Tylko taka miłość pozwala nam zobaczyć Boga, także w drugim człowieku.