Zbawienne nieposłuszeństwo?

Nikt z nas raczej nie dopuszcza myśli, że nieposłuszeństwo Bogu może być dla człowieka źródłem zbawienia. Tym bardziej zdumiewa dzisiejsza Ewangelia. Jesteśmy świadkami uzdrowienia trędowatego przez Jezusa. Tyle że do uzdrowienia dochodzi dzięki nieposłuszeństwu trędowatego. I po uzdrowieniu znowu okazuje on nieposłuszeństwo Jezusowi. Stąd pytanie: jakie nieposłuszeństwo jest zbawienne?

Trąd był chorobą skóry, która w biblijnym Izraelu oznaczała śmierć cywilną i religijną. Trąd był postrzegany jako wyraźny znak jakiegoś grzechu, równie ciężkiego, który znajdował w chorobie właściwą odpłatę. Trędowaci byli wyłączeni ze społeczeństwa, musieli przebywać w miejscach odosobnionych. Nie mogli uczestniczyć w kulcie. By ostrzec zdrowych przed przypadkowym spotkaniem ze sobą, byli zobowiązani do chodzenia w podartych ubraniach, z włosami rozpuszczonymi i z zasłoniętą brodą oraz wołania: „Uciekać! Nieczysty! Uciekać! Nie dotykać!” (por. Kpł 13,45-46; Lm 4,15).

Co tymczasem robi trędowaty z dzisiejszej Ewangelii? „Przychodzi do” Jezusa i „upada na kolana” przed Nim (w. 40). Jest wobec Jezusa na „wyciągnięcie ręki” (w. 41). Krzykiem nie ostrzega przed sobą, lecz prosi o uzdrowienie z trądu: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić” (w. 40). Trędowaty jest nieposłuszny Prawu Mojżeszowemu, nie zachowuje norm społecznych, łamie obostrzenia sanitarne tamtego czasu. Ale tylko w ten sposób może znaleźć Jezusa i przedstawić Mu swą prośbę o uzdrowienie.

Jego nieposłuszeństwo nie jest wyrazem pychy. Czytamy tylko słowa jego prośby, nie słyszmy głosu, ale prośba sama w sobie jest dramatyczna. Stoi za nią doświadczenie śmierci, ale tym silniej wybrzmiewa nadzieja na uzdrowienie i ufność w moc Jezusa. Prośba jest pełna pokornego zdania się na wolę Jezusa: „Jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić” (w. 40). Tak oto nieposłuszeństwo trędowatego jest paradoksalnie posłuszeństwem wobec wolnej decyzji Jezusa. Nieposłuszeństwo, które nie trzyma się litery Prawa skazującej na śmierć, lecz zdaje się na poruszenie serca Jezusa (w w. 41 mamy czasownik splanchnizomai, który mówi o poruszeniu wnętrzności, wręcz wewnętrznym wstrząsie Jezusa wobec sytuacji tego trędowatego), który chce życia każdego człowieka. Nieposłuszeństwo, które jest zbawienne.

Samo uzdrowienie z trądu nie przywraca formalnie do społeczności. Zgodnie z Prawem potrzeba jeszcze obrzędu weryfikacji oczyszczenia przez kapłana (Kpł 14,2) i złożenia odpowiedniej ofiary oczyszczenia. Jezus jest posłuszny Prawo i zobowiązuje do tego uzdrowionego trędowatego. Czyni to przy tym w sposób stanowczy, by nie powiedzieć gwałtowny: „Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił” (w. 43). Pierwszy czasownik embrimaomai niesie w sobie odcień gniewu, stąd surowość rozkazu, które brzmi niczym ostre skarcenie. Drugi czasownik ekballō jest czymś więcej niż zwyczajnym odesłaniem, gdyż zawiera w sobie odcień siły, pozwalający na mówienie o swoistym „wyrzuceniu” uzdrowionego.

Co tymczasem robi uzdrowiony? Zamiast udać się do kapłana, „ogłasza” (keryssō) i „rozgłasza (diaphēmizō) słowo” o tym, co uczynił Jezus (w. 45). Oba czasowniki staną się terminami technicznymi na oznaczenie działalności ewangelizacyjnej. Uzdrowiony trędowaty jest zatem pierwszym świadkiem Jezusa, pierwszym głosicielem Ewangelii, którą jest Jezus. Ale jest nieposłuszny Jezusowi, co niesie ze sobą podwójny skutek.

Pierwszy jest taki, że „Jezus nie może wejść jawnie do miasta, lecz przebywa w miejscach pustynnych” (w. 45). Paradoks – Jezus wyrzucony poza miasto, niczym trędowaty skazany na przebywanie na pustkowiu, wykluczony ze społeczności. W tym dokonuje się nasze zbawienie, gdyż Jezus wchodzi w ten sposób we wszelkie nasze wykluczenia społeczne, kulturowe, religijne, bierze na siebie wszelki nasz „trąd”, na czele z naszym nieposłuszeństwem Bogu. Ale to skutkuje naszym zbawieniem, gdyż „będąc na miejscach pustynnych, ludzi zewsząd schodzili się do Niego” (w. 45). I to jest ten drugi skutek nieposłuszeństwa uzdrowionego trędowatego, znowu, paradoksalnie, zbawienny dla nas. Bo Jezus jest blisko nas, nie boi się pustkowia naszego życia, wchodzi w te wszystkie przestrzenie, w których, po ludzku patrząc, jest tylko nieczystość, grzech i śmierć. Jezus wychodzi nam naprzeciw, sam okazując nieposłuszeństwo ludzkim, kulturowym, a nawet religijnym konwenansom, by nas uzdrowić.

Zbawienne nieposłuszeństwo – już bez znaku zapytania. Bardziej jako problem, a nie stwierdzenie – czy przypadkiem nie potrzeba i w naszym życiu takie „zbawiennego nieposłuszeństwa”, by żyć Chrystusem i o Nim świadczyć wobec innych?