Dlaczego Jezus wciąż zdaje się odsuwać od nas?

Odpowiedzi na to pytanie można by szukać już w pierwszym zdaniu dzisiejszej Ewangelii. Jezus oddala się w stronę Jeziora Galilejskiego, gdzieś w okolice Tyberiady (w. 7), by uniknąć zagrożenia ze strony faryzeuszów i zwolenników Heroda, którzy chcieli Go zgładzić (w. 6 – por. wczorajszą Ewangelię). Użyty przez ewangelistę Marka czasownik anachoreō sugeruje jednak inny powód niż ucieczkę przed przeciwnikami. Od tego czasownika pochodzi słowo „anachoreta”, którym od III wieku po Chr. określano ludzi „oddalających” na pustynię, by w samotności, odosobnieniu, ascecie prowadzić życie w obecności Boga. Jezus jest pierwszym „anachoretą”, który odchodzi od zgiełku świata i ludzkich tłumów, od ludzkich emocji i oczekiwań, by trwać na modlitwie przed Ojcem, wsłuchując się w Jego wolę i zanurzając się w Jego miłości (por. Mk 1,35; 6,46; 14,32-42). Tego odejścia, by bardziej być przed Bogiem, Jezus uczy też swoich uczniów, którzy „oddalają się” razem z Nim (w. 7).

Nie znaczy to, że Jezus ucieka przed ludźmi. Paradoks tego odejścia w stronę jeziora zawiera się w tym, że znajdując się na otwartej przestrzeni, Jezus stwarza miejsce dla spotkania z „mnóstwem ludzi” (dosłownie: „ogromnym tłumem”, ww. 7.8), którzy zdają się nadciągać z całego świata. Tłumy przychodzą z południa (Judei, Jerozolimy, Idumei), ze wschodu (Zajordania) i z północnego-zachodu (Tyr i Sydon). Razem siedem miejsc, co samo w sobie – przez symbolikę liczby siedem – wskazuje na pełnię. Jezus jest dla wszystkich ludzi. Wychodzi naprzeciw tym, którzy pogardzają sobą nawzajem (Galilejczycy i Judeiczycy), są poganami (Idumea, Zajordania, Syria), nie mają żadnej władzy, pozostając raczej we władzy chorób i słabości, z którymi przychodzą do Jezusa (w. 10).

I tu odkrywamy pewną obawę, która dotyka Jezusa. „Polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby na Niego nie napierano” (w. 9). Pewnie jest nam łatwiej dzisiaj wyobrazić sobie tę scenę, gdy pomyślimy o współczesnych idolach czy celebrytach, których pojawienie wywołuje totalne poruszenie, ekscytację i szał. Jezus nie chce być traktowany jako celebryta, a precyzyjniej, tylko jako jakiś cudotwórca i mag, bo to jest powód, dla którego ludzie dosłownie „rzucają się na Niego, żeby Go dotknąć” (w. 10). Jezus nie wzbrania się przed tym, widząc ich desperację i determinację. „Nie zabrania im surowo” tego, jak uczyni tak za chwilę wobec złych duchów (czasownik epitimaō w w. 12), lecz pozwala im na kontakt fizyczny z sobą, poprzez który chorzy dobrzeją (por. Mk 5,27-31; 6,56).

Dlaczego zatem łódź w odwodzie? Prośbę Jezusa o łódkę w pogotowiu rozumiemy w świetle późniejszych obecności Jezusa w łodzi. W 4,1 jesteśmy w tym samym miejscu, ale tym razem Jezus z powodu „bardzo wielkiego tłumu” wszedł do łodzi i w niej nauczał, a „cały tłum stał na brzegu jeziora”. Jezus nie pozwala zredukować swojej osoby do kategorii cudotwórcy i showmana. To z tej małej łódki Jezus będzie głosił słowo, objawiając się jako Ten, który sam jest Słowem życia. A słowo oznacza komunikację, zaprasza do wspólnoty, oczekuje odpowiedzi. Przez swoje Jezus pragnie uczynić anonimowe tłumy wspólnotą swoich uczniów, których zna i woła po imieniu, co też uczyni za chwilę po wejściu na górę (Mk 3,13). Stąd dystans budowany przez łódkę jest konieczny, by cisnący się na Jezusa ludzie odkryli, że same oczekiwania wobec Jezusa nie wystarczą, lecz potrzeba wiary w Niego, która prowadzi do wspólnoty życia z Nim.

I znakiem tej wspólnoty, zaproszeniem do niej jest właśnie łódź. To w niej zobaczymy trzykrotnie Jezusa, jak przeprawia się ze swoimi uczniami przez jezioro (Mk 4,35-41; 6,45-52; 8,13-21). W tej przeprawie, która napotyka na przeciwny wiatr i wysokie fale, możemy zobaczyć obraz naszego życia. To Jezus pragnie do wejść do łodzi naszego życia, to Jezus jest pośrodku naszych zmagań z przeciwnościami i trudnościami, to Jezus jest jedno z nami, by usnąć nasz lęk, obawy, i wlać w nasze serca pokój i ufność. Potrzeba tylko naszej wiary, która pozwoli nam dostrzec w Jezusie Pana i Zbawiciela, a nie tylko Cudotwórcę i Egzorcystę.