Co jest miarą skuteczności słowa Bożego?

Siewcą jest Chrystus, zaś ziarnem słowo Boże. Cztery rodzaje gleby, na które pada ziarna, ilustrują czterech różne postawy ludzi wobec słowa Bożego: niezainteresowani słowem, powierzchownie tylko słuchający, zaabsorbowani sprawami tego świata i wreszcie na koniec ci, którzy „słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny” (w. 20). Można by zatem sądzić, iż kryterium oceny skuteczności słowa Bożego jest ilościowe, to znaczy odwołujące się do (ilości) owoców, jakie wydaje ono w życiu słuchacza. A owoc jest wtedy, kiedy słowo natrafia na osobę, która jest otwarta na słowo (w. 15), pozwala słowu wniknąć w swoje serce, które pozostaje mu posłuszne nie tylko w godzinie doświadczeń (w. 17), ale też wobec innych głosów płynących ze świata (w. 19). Tak przyjęte słowo przemienia sposób myślenia, patrzenia, rozumienia, działania słuchacza, którego życie staje się owocem słuchania słowa Bożego (w. 20).

I można by w tym miejscu zakończyć naszą refleksję i powiedzieć sobie za Jezusem: „Idź, i ty czyń podobnie!” (Łk 10,37), gdyby nie wersety 10-13 przedzielające przypowieść o siewcy na pół. Po przedstawieniu przypowieści (ww. 1-9) uczniowie pytają Jezusa o jej znaczenie (w. 10). Zanim jednak Jezus wyjaśni przypowieść (ww. 14-20), tłumaczy powód, dla którego mówi w przypowieściach (w. 11-12). Czyni to w sposób zaskakujący, przywołując słowo, które Bóg skierował do proroka Izajasza przy jego powołaniu (Iz 6,9-10). W. 12 zawiera tylko część tamtej wypowiedzi Boga, z której wynikałoby, iż skutkiem przypowieści Jezusa będzie niezrozumienie tego słowa przez słuchaczy, którzy „się nie nawrócą i nie będzie im odpuszczona wina” (Iz 6,10b). Prorok Izajasz słyszy słowo jeszcze bardziej szokujące, gdyż Bóg wcześniej mu poleca, by „zatwardził serce tego ludu, znieczulił jego uszy, zaślepił jego oczy” (Iz 6,10a). To w konsekwencji sprawi, że „się nie nawrócą i nie będzie im odpuszczona wina” (Iz 6,10b). Gdzie logika nie tylko posłania proroka do ludu, ale też mówienia Jezusa w przypowieściach, skoro reakcją na słowo proroka i Jezusa ma być zatwardzenie serca słuchaczy, którzy odmawiają nawrócenia?

Tak powraca pytania o miarę skuteczności słowa Bożego. Jezus kończy przypowieść wezwaniem: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha” (w. 9). Jezus znowu przywołuje słowo, które Bóg wypowiedział przy powołaniu proroka, tym razem Ezechiela. Pan Bóg otwiera mu usta, by mówił ludowi następujące słowo: „Kto chce słuchać, niech słucha, a kto odmawia słuchania, niech odmówi” (Ez 3,27). Czyli alternatywą dla słuchania jest niesłuchanie. Tyle że słuchanie może być tylko pozorne, powierzchowne, jednostronne, chwilowe, emocjonalne, a nie racjonalne, niedające posłuchu słowu. Można być w tłumie słuchającym przypowieści Jezusa (w. 1), nazywać siebie uczniem Jezusa, podążać za Nim, a równocześnie nie słuchać Go, nie chcieć Go zrozumieć, mieć zatwardziałe serce, myślami i wolą być przy kimś innym.

I tu objawia skuteczność słowa Bożego. Oczekiwalibyśmy, że miarą skuteczności słowa głoszonego przez proroka będzie okazane temu słowu posłuszeństwo ze strony słuchaczy, ich nawrócenie. Tymczasem słowo Boże jest skuteczne wówczas, gdy doprowadza do ujawnienia prawdy o ludzkim sercu, o jego słuchaniu lub niesłuchaniu, o dawaniu posłuchu słowu Bożemu lub odrzucaniu go. Celem słowa Bożego jest doprowadzenie człowieka do odkrycia prawdy o swoim słuchaniu Boga, a tym samym do opowiedzenia się za lub przeciw Bogu, do podjęcia decyzji o nawróceniu lub odmowie przemiany myślenia i życia. Słowo Boże jako swoisty katalizator prawdy o naszym życiu, także naszej relacji z Jezusem.