Duchowy fitness

Zbliżamy się do końca mowy eschatologicznej. Pozostaje wciąż napięcie między „tym wszystkim, co ma nastąpić” a naszym „stanięciem przed Synem Człowieczym” (w. 36). Ale Jezusowi nie chodzi wcale tylko o koniec czasów. Każdy z nas jest „tym pokoleniem, które nie przeminie” – jak słyszeliśmy wczoraj – „aż to się wszystko stanie” (w. 32). Stąd też końcowe zachęty Jezusa możemy odczytać jako swoisty przewodnik duchowego fitness na te niełatwe czasy. W tej refleksji ograniczę się tylko do pierwszego (w. 34) i ostatniego zdania (w. 36) z dzisiejszej Ewangelii.

1. „Uważajcie na siebie”

Nie jest to wezwanie do egoizmu, skupienia się tylko na sobie. Czasownik prosechō można by też tłumaczyć jako „strzec, bronić” (siebie). Zacząć od spojrzenia na siebie jako kogoś ważnego, wartościowego, pięknego, dobrego. Nie po to, by pocieszać się hasłami typu: „jesteś tego wart/a/”, ale by przeżyć siebie jako dar, dobro, bogactwo, które otrzymałem/am od Boga. Za tym idzie potrzeba wsłuchania się w siebie, w swoje emocje, potrzeby, myśli. Dosłownie, nawiązanie kontaktu ze sobą, usłyszenie siebie, zauważenie, że się jest, a nie tylko, że istnieją tylko inni, ich sprawy, ich potrzeby. Jeszcze raz – to nie egoizm. Jeśli rzeczywiście chcemy być „dla”, ważne jest, jak siebie przeżywamy, jaki jest nasz duch, nasze siły fizyczne, zasoby psychiczne, by móc bardziej być „dla”. Troska o innych wymaga realnego zatroskania się o siebie samego. Punktem odniesienia dla miłości bliźniego pozostaje paradoksalnie nasza osoba: „będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”.

2. „Aby serca wasze nie były ociężałe”

Zwrócenie uwagi na siebie wiąże się z troską o nasze serce. Oczywiście, nie chodzi tylko o uniknięcie problemów kardiologicznych. Warto zadbać też o dietę kadrio w wymiarze duchowym. Sam czasownik bareō – „być ociężałym” najczęściej odnosi się do „ciężkich” powiek (por. Łk 9,32), które są widomym znakiem zmęczenia, obciążenia, co w naturalny sposób wymusza konieczność snu. Rzecz wcale niebanalna, ale życie – także to duchowe – wymaga wysypiania się. Pewnie nie zawsze jest o to łatwo, mając dom, rodzinę, pracę. Ale szukać choć krótkich chwil wytchnienia, wyłączenia się, odejścia na bok.

3. „Ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych”

Jezus zachęca, by nie obciążać swego serca „obżarstwem, pijaństwem i troskami doczesnymi”. Pierwsze słowo w tekście greckim brzmi kraipalē i oznacza dosłownie „popijawę”, a w konsekwencji jest odnoszone do wszelkich aktywności człowieka, które są bez umiaru, granic, hamulców. Nie chodzi zatem tylko o jedzenie: „opychać, zapychać, obżerać” można się również filmami, ćwiczeniami fizycznymi, pracą, zakupami, grami i wieloma innymi rzeczami. Potrzeba zatem stawiania sobie granic, by zachować równowagę i umiar, by nie obciążać się tym, co jest ponad nasze siły, możliwości, percepcję.

Tak, Jezus mówi też o wstrzemięźliwości, i to nie tylko od alkoholu. Znowu warto spojrzeć szerzej. Alkohol to rodzaj uzależnienia. Dzisiaj gama uzależnień jest zdecydowanie szersza. Ponownie chodzi o pewną kompulsywność, przymus w naszym zachowaniu, dokładniej w obszarze gratyfikacji siebie, zaspokajania potrzeby przyjemności. W tym kontekście „uważać na siebie” będzie wymagało pewnej odwagi, by zapytać się, z czym tak naprawdę sobie nie radzę, przed czym uciekam, co chcę zagłuszyć w sobie.

„Troski doczesne” – tu też potrzeba umiaru, równowagi, proporcji. Zajmowanie się troskami, a nie szukanie ich sobie; rozwiązywanie ich, a nie mnożenie; stawianie im czoła, a nie zamartwianie się. Brzmi to hasłowo, ale znowu Jezus upomina się w nas o dostrzeżenie – w naszej codzienności – serca, ducha, uczucia. Nie da się ukryć, że ciągłe myślenie tylko o problemach materialnych może tak nas pochłonąć, że w naszym sercu nie będzie już miejsca na nic innego, także na radość i satysfakcję z tego, że sobie radzimy, ogarniamy nasz świat i to z powodzeniem. Umieć docenić siebie, spojrzeć ze spokojem na wyzwania dnia codziennego, nazwać sobie, co rzeczywiście jest ważne, konieczne, nieodzowne.

4. „Módlcie się w każdym czasie” (w. 36)

To „w każdym czasie” można odczytać na różne sposoby. Modlić się nie tylko wtedy, kiedy uda się nam wydzielić jakiś czas w ciągu dnia na modlitwę. Każda chwila w ciągu dnia jest dobra, by w swoim sercem, myślami zwrócić się do Boga. Samo przejście od jednej aktywności do drugiej stwarza przestrzeń na modlitwę – pomyśleć o przysłowiowej drodze do pracy. Modlić się można naszą pracą, wzbudzając sobie jej intencję, ofiarowując ją dla (za) kogoś, angażując w nią z miłości wszystkie swoje siły, umiejętności, zdolności. Paradoksalnie, im więcej mamy zajęć, tym bardziej potrzebujemy modlitwy. Nie da się ukryć, że o modlitwę, czas na nią, tylko na nią, niekiedy trzeba zawalczyć, bo ona sama nie przyjdzie, jeśli nie pragnie jej nasze serce.

„W każdym czasie” to znaczy również, kiedy wydaje się, że dana sytuacja nie zachęca do modlitwy, wręcz od niej odpycha. Kiedy przychodzą trudności, kiedy mamy poczucie niesprawiedliwości, kiedy świat jakby wali się nam na głowę. Pośrodku takich chwil modlić się, nie tylko prośbą, ale i uwielbieniem Boga, bo On już jest i działa, i ma rozwiązanie, i ogarnia swoją miłością. I przychodzi w nasze życie, dlatego też nasze „czuwanie i modlitwa w każdym czasie”. By przypadkiem nie przegapić przechodzącego Jezusa.