Pan Bóg nie jest aptekarzem

Słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii można odczytać na dwa sposoby. Pierwszy sposób to lektura zachowawcza, minimalistyczna, „aptekarska”, drugi – to podejście maksymalistyczne, odważne, szczodre. Ostatecznie chodzi o bycie miłosiernymi jak nasz Ojciec niebieski (w. 36).

Postawa minimalistyczna wobec słów Jezusa z dzisiejszej Ewangelii sprowadza się do widzenia ich tylko w kategorii zakazów, do których wystarczy się zastosować, żeby być, jeśli nie doskonałym, to przynajmniej nienagannym i poprawnym. A zatem skupić się na unikaniu sądzenia, potępiania, oceniania, obmawiania, plotkowania, komentowania innych. Minimalizm, który polega również na działaniu wobec innych w oparciu o zasadę wzajemności, przez co nasze zaangażowanie na rzecz drugiego jest proporcjonalne do jego postawy względem nas. Motywacja tego rodzaju zachowania będzie wypadkową naszego postrzegania Boga, który niczym aptekarz wymierza, wylicza, waży nasze słowa i czyny, by stosowanie do nich nam odpłacić. Stąd nasz minimalizm zdaje się być nierzadko podszyty lękiem przed karą, odrzuceniem i potępieniem ze strony Boga. Bóg, i owszem, jest miłosierny, ale nie można zapomnieć, że na pierwszym miejscu jest sprawiedliwy.

Podejście maksymalistyczne bazuje na zupełnie innym myśleniu o Bogu. Bóg to nie jakiś „aptekarz”, lecz Ojciec, nasz Ojciec (w. 36). Nie tylko my, ale każdy człowiek jest Jego dzieckiem. Przeżywać siebie jako córka i syn Boga Ojca, przeżywać siebie wzajemnie jako siostry i bracia mający jednego Ojca. Jezus mówi, że nasz Ojciec jest  miłosierny (w. 36). Użyty w tekście greckim przymiotnik oiktirmōn wskazuje na postawę współczucia i serdecznej litości. Hebrajski termin określający miłosierdzie – raḥămîm – ma swoje źródło w rzeczowniku reḥem – „łono”. Boże miłosierdzie wypływa z wnętrzności Boga, jest jakiś wewnętrznym, spontanicznym, wręcz koniecznym odruchem serdeczności i współczucia, niczym matki wobec swego dziecka. Bóg nie kalkuje, nie mierzy, nie rachuje, pragnie każdemu dać „miarą dobrą, ubitą i utrzęsioną” (w. 38).

Jeśli tak przeżywamy naszą relację z Bogiem Ojcem, wówczas i nasze podejście do drugiego człowieka się zmienia. Być jak nasz Ojciec wobec innych, upodabniać się do Jego miłości, przebaczenia, spojrzenia, dawania. Dzielimy się z innymi tym, co sami otrzymaliśmy od Boga. Im więcej będziemy dawali innym, tym więcej otrzymamy od Boga. Jezus w swojej wypowiedzi używa strony biernej, którą określa się mianem passivum theologicum, gdyż wskazuje ona na Boga jako sprawcę tego działania. Za słowami: „nie będziecie sądzeni…, nie będziecie potępieni…, będzie wam odpuszczone…, będzie wam dane…” (ww. 37-38a), stoi sam Bóg Ojciec, który mówi nam: „Nie osądzę…, nie potępię…, odpuszczę…, dam…”. To nie jest wcale kwestia wzajemności ze strony Boga, jakoby miał On nam dać, przebaczyć o tyle, o ile my przebaczymy i dajemy innym. Nie, tu chodzi o tę „miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi”, która jest miarą Boga, a która ma stać się naszą miarą. Bóg rzeczywiście nie zna miary w swojej miłości do nas. Jedyną miarą jest miara, którą my stanowimy przez naszą miłość. Bóg daje nam według miary naszego miłosierdzia, naszej zdolności dawania.

Pozwólcie, że zakończę nieco kaznodziejsko. Pewien człowiek stanął po swojej śmierci wobec Boga. Rozkłada ręce i mówi pełen zadowolenia z siebie: „Spójrz, Panie, moje ręce są czyste”. I słyszy w odpowiedzi: „Owszem, są czyste, ale niestety puste”. Można zadowolić się minimalizmem w życiu, ale nasz Ojciec pragnie zawsze czegoś więcej. Także w miłości.

Kategorie: Wielki Post