Jak nie „mówić o sobie” na modlitwie?

Nie ma wątpliwości, że w dzisiejszej przypowieści Jezus podejmuje temat modlitwy: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić: jeden faryzeusz, a drugi celnik” (w. 10). Pytanie tylko, w jakim stopniu faryzeusz rzeczywiście się modlił.

Zacznijmy od zdania, które wprowadza modlitwę faryzeusza: „Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił” (w. 11). Proponowany w Biblii Tysiąclecia przekład nie jest wcale tak oczywisty z powodu wyrażenia pros heauton, które które zwykle jest łączone z czasownikiem „modlić się”. Przekład „modlił się w duszy” (pros heauton jako „do siebie”) jest wątpliwy, gdyż Żydzi modlili się zwykle półgłosem. „Modlił się za siebie” (przyimek pros wskazuje cel modlitwy) też jest problematyczne, gdyż ze słów faryzeusza nie wynika, by w modlitwie powierzał on jakieś swoje sprawy Bogu. Pozostaje trzecia możliwość interpretacji dyskutowanego wyrażenia – jako zwrotu wskazującego na relację między osobą faryzeusza i jego słowami: „faryzeusz modlił się tymi rzeczami o sobie”. Innymi słowy, faryzeusz „modlił się, mówiąc te rzeczy o sobie”.

Modlitwa faryzeusza jest modlitwą dziękczynną, na co wskazują pierwsze słowa wypowiedziane przez niego: „Boże dziękuję Ci” (w. 11). Faryzeusz jednak nie wychwala Boga i Jego dobroci, lecz „mówi o sobie”, wysławiając siebie, swoje cnoty i zasługi. Z jednej strony faryzeusz uwydatnia swoją sprawiedliwość poprzez porównanie się z „innymi ludźmi: zdziercami, niesprawiedliwymi i cudzołożnikami”, w końcu z „tym celnikiem” (w. 11). Z drugiej strony eksponuje swoje czyny świadczące o jego nadzwyczajnej pobożności (w. 12). Podczas gdy Prawo nakazywało post raz w roku, w Dzień Przebłagania (Kpł 16,29-34), on podejmuje post dwukrotnie w tygodniu, w poniedziałki i czwartki, w akcie przebłagania za grzechy ludu. Płaci również dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywa (chodzi pewnie o produkty rolne, typu zboże, wino, oliwa, por. Pwt 12,17; 14,23), mimo że należało zakładać, że sprzedający je właściciel już uiścił odpowiedni podatek świątynny.

Taka modlitwa faryzeusza – swoista autogloryfikacja – odsłania jego rozumienie Boga. Bóg nie jest mu potrzebny do zbawienia. Faryzeusz jest tak dalece pewny swoich dobrych uczynków, że nie ma w nim miejsca na dary Boże. Poprzez relację z Bogiem chce jeszcze bardziej wyeksponować siebie, oczekując od Boga podziwu i pochwały. Jego wizja religijności jest buchalteryjna. Skrupulatnie wylicza swoje praktyki pobożnościowe w ich aspekcie ilościowym, będąc przekonany, że kryterium stanowiącym o relacji z Bogiem jest wielość dobrych dzieł pełnionych przez człowieka.

Modlitwa faryzeusza odsłania również sposób przeżywania przez niego relacji z ludźmi. Jest on rzeczywiście od nich „oddzielony” (takie ma znaczenie hebrajskie słowo peruszim, od którego wywodzi się nazwa „faryzeusze”) – traktuje ich z poczuciem wyższości i pogardą. Drugi człowiek jest mu potrzebny tylko do znalezienia odpowiedniego tła, na którym jeszcze bardziej zajaśnieje jego sprawiedliwość. Stąd przywołuje „innych ludzi”, by na kontraście z nimi budować pozytywny obraz własnej osoby: on nie jest jak „zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy”. Wynosząc się ponad nich, w istocie nimi gardzi, co z całą siłą objawia się w jego sposobie wyrażania się o celniku: „jak ten celnik”, gdzie zaimek wskazujący „ten” pełni funkcję deprecjonującą i ma wydźwięk pejoratywny (podobnie w przypowieści o miłosiernym ojcu mówił starszy brat o swoim bracie: „ten twój syn”, por. Łk 15,30).

Skąd bierze się taka właśnie „modlitwa” faryzeusza? Pewnie myślimy o pysze. Ale ona wiąże się z fałszywym obrazem siebie, jaki ma faryzeusz. Jest przekonany o swojej samowystarczalności, ma błędne poczucie swojej sprawiedliwości, jego moralność jest małostkowa i interesowna. I dlatego trudno w jego przypadku o modlitwę, skoro zwykł „mówić tylko o sobie”, także na modlitwie.

Kategorie: Wielki Post