Czego potrzebuje modlitwa „Ojcze nasz”?

Niczego – chciałoby się powiedzieć. Wszak Modlitwa Pańska jest darem pochodzącym od Jezusa. W niej modlimy się słowami samego Jezusa, wchodząc w Jego doświadczenie synostwa Bożego. W modlitwie Pańskiej Jezus modli się w nas, wprowadzając nas w swoją relację miłości do Boga Ojca i ludzi. Modląc się Modlitwą Pańską, możemy mieć pewność, że nasza modlitwa dosięgnie Boga Ojca.

Czy to znaczy, że jest Modlitwa Pańska jest rodzajem magicznego zaklęcia – wystarczy ją odmówić i z automatu doświadczymy Boga jako Ojca w naszym życiu, który troszczy się o nasz chleb powszedni, przebacza nam winy i chroni przed doświadczeniem zła w życiu? Jeśli by tak było, to niepotrzebne byłyby pouczenia, które Jezus czyni, wprowadzając nas w tę modlitwę (nie tylko słyszane dzisiaj ww. 7-8, ale i poprzedzające je ww. 5-6). Sama „Modlitwa Pańska” stawia nam również pewne wymagania. Czego zatem wymaga od nas ta modlitwa?

W Środę Popielcową słyszeliśmy, że każda modlitwa, a więc i Modlitwa Pańska, potrzebuje przestrzeni nazwanej „izdebką” (w. 6). To oczywiście metafora, bo greckie słowo tameion oznacza zamknięte wewnątrz domu pomieszczenie, porównywalne z naszą „spiżarnią” lub „garderobą”. Chodzi zatem o stworzenie przestrzeni wyciszenia i skupienia serca, w której dojdzie do intymnego spotkania z Bogiem Ojcem. Modlitwa potrzebuje ciszy, w której można usłyszeć swoje uczucia, myśli i pragnienia, ale też wsłuchać się w Boga, w Jego słowo, w Jego uczucia wobec nas. To wymaga zatrzymania się choć na chwilę, przerwania ciągłego biegu i aktywności, stanięcia z boku swoich spraw, by móc spojrzeć na nie oczyma naszego Ojca.

Dzisiaj Jezus zwraca uwagę na nasz sposób zwracania się na modlitwie do Boga. Potępia gadatliwe modlitwy pogan, którzy „myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani” (w. 7). Nie jest to krytyka wytrwałości na modlitwie, bo do niej zachęca nas Jezus nieco dalej w tym samym kazaniu na górze (por. 7,7-11). Przywołana „gadatliwość” i „wielomówstwo” pogan objawiało się w recytowaniu przez nich imion swych bóstw i modlitewnych formuł w celu ubłagania bogów, zwrócenia na siebie ich uwagi i poinformowania ich o swoich potrzebach. Jakby formuły modlitewne same z siebie miały załatwić sprawę. Tymczasem Jezus mówi, że nie o słowa chodzi w spotkaniu z Bogiem Ojcem, lecz o ufność i zawierzenie, iż „wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie” (w. 8).

Jezus dzieli się z nami dzisiaj swoim słowem modlitwy, bardzo osobistej, intymnej, pełnej czułości. Zaprasza nas, swoich uczniów, byśmy Boga nazywali „Ojcem”, mówiąc nam tym samym, że jesteśmy dzieci Boga, że jako Jego dzieci mamy do Niego uprzywilejowany dostęp, że Bóg Ojciec pragnie pełnej miłości relacji z każdym z nas. Może właśnie dlatego nie trzeba mnożyć słów na modlitwie, tylko zawierzyć się temu jednemu słowu: „Ojcze”, które zanurza nas w Bożej dobroci, miłości, czułości i pokoju. Już tylko krok do powiedzenia za psalmistą, że „uspokoiłem i uciszyłem moją duszą; […] jak ciche dziecko jest we mnie moja dusza” (Ps 131,2; przekład z Liturgii Godzin).

Jakaś forma ascezy słowa na modlitwie, która zdaje się ufnie na słowa modlitwy Jezusa. Te słowa budzą w nas nie tylko ufność i spokój. Jezusowa modlitwa „Ojcze nasz” również nas nawraca, domaga się wręcz naszego nawrócenia. Nawrócenia na świętość Boga, na Jego wolę, na Jego miłość, na Jego przebaczenie. Potrzebujemy nawrócenia, by móc wypowiedzieć szczególnie to słowo modlitwy Jezusa: „I przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili” (w. 12). Jezus uczy nas nie tylko modlitwy – On zaprasza nas do dzielenia, do przeżywania z naszym Ojcem Jego miłości i miłosierdzia. To jeszcze jedno przesłanie płynące z Modlitwy Pańskiej. Nie sposób zwracać się do Boga słowem: „Ojcze nasz”, jeśli nasze serce pozostaje zamknięte na osoby, z którymi żyjemy. Dlatego Modlitwa Pańska nawraca nas również na siebie nawzajem, byśmy odkrywali i przeżywali siebie jako siostry i bracia mający jednego Ojca w niebie.  

Kategorie: Wielki Post