Kiedy adwent Boga staje się adwentem człowieka

Słowo „adwent” oznacza „przyjście”, a więc zapisuje określony ruch. Dzisiejsza Ewangelia opowiadająca o drugim rozmnożeniu chleba przez Jezusa rozpoczyna się właśnie od czasowników ruchu. Najpierw mowa jest o „przechodzący” i „przychodzącym” nad Jezioro Galilejskie Jezusie, który „wchodzi” na górę (w. 29). Następnie ewangelista odnotowuje „przyjście” tłumów do Jezusa (w. 30). Jeszcze dalej słyszmy, jak Jezus „przywołuje” do siebie swoich uczniów (32), by za chwilę posłać ich między ludzi (w. 36). Okazuje się, że adwent Boga nie tylko skutkuje adwentem człowieka – więcej, adwent Boga znajduje swoje przedłużenie w adwencie człowieka.

Adwent Boga dokonuje się w przyjściu Jezusa, w którym wypełniają się proroctwa mesjańskie Starego Testamentu. Taki klucz lektury podsuwa nam dzisiaj pierwsze czytanie w liturgii słowa z proroka Izajasza zapowiadające wyborną ucztę przygotowaną przez Boga na wysokiej górze dla zbawionych (Iz 25,6). Jezus wchodzi na górę, na której będzie miała miejsce uczta trwająca trzy dni. Uczta, na którą są zaproszeni wszyscy, także ci, którzy się źle mają i są dotknięci różnymi chorobami (w. 30). Uczta odbywa się na „górze”, a ta kojarzy się z górą ośmiu błogosławieństw (Mt 5,1-2), na której Jezus karmił lud swoim słowem. Ale Jezus dostrzega nie tylko głód duchowy, ale też głód chleba zgromadzonych wokół siebie ludzi. I tak na koniec wszyscy uczestniczą w uczcie, na której „najedzą się do syta” (w. 37). To wydarzenie wykracza poza tamten czas i tamtą górę, gdyż zapowiada inną ucztę – ucztę eucharystyczną, na której Jezus karmi nas swoim słowem i swoim ciałem.

By doświadczyć adwentu Boga, człowiek także musi przedsięwziąć swój adwent. Ma on podwójny charakter i nie jest skierowany tylko ku Bogu. Co więcej, okaże się, że adwent człowieka ma stać się ostatecznie adwentem Boga. Ale po kolei.

Adwent człowieka w sposób oczywisty oznacza przyjście do Jezusa, który jest na górze (w. 30). Kto przychodzi do Jezusa? „Wielkie tłumy, mające ze sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu chorych” (w. 30). To zdanie jest intrygujące. W pierwszych odruchu myślimy o sytuacji, gdy ludzie zdrowi, zwiedziawszy się o pobycie Jezusa na górze, przychodzą do Niego nie sami, ale niosąc, prowadząc swoich chorych, by prosić o ich uzdrowienie. Ale można odwrócić tę kolejność i wyobrazić sobie, że to sami ludzie chorzy, obciążeni różnymi dolegliwościami, nie tylko fizycznymi – wszak ich choroby mogą być też symbolicznym zapisem duchowych problemów, gromadzą przy sobie ludzi „zdrowych”, przynajmniej w wymierzę fizycznym. Sami nie dojdą, nie dadzą rady dotrzeć do Jezusa i szukają pomocy w tych, którzy o własnych siłach mogą podjąć razem z nimi swój i ich adwent.

Kiedy zatem człowiek jest gotów na decyzję o adwencie? Dla jednych to będzie kwestia oczywistej decyzji serca, które pragnie, szuka, miłuje Boga. Dla innych adwent będzie rodzi się z poczucia własnej bezsilności, zranień, biedy. Dla jeszcze innych adwent będzie czymś wymuszonym potrzebą innych, którzy sami nie są w stanie podejść do Jezusa. Błogosławiony przymus, który sprawia, że oni także otrzymują szansę spotkania Jezusa. Wracając to tych pierwszych, dla których czymś jest naturalnym jest trwanie przed Jezusem – istotne jest, by nigdy nie przychodzić do Jezusa w pojedynkę, skupionym tylko na sobie, na swoich sprawach, swoim zbawieniu. Nie bać się pociągać innych za sobą do Jezusa, zapraszać ich do wspólnoty z Jezusem, dzielić ich trudy, zranienia, głody. A kiedy nie dojrzeli jeszcze, by podjąć tę drogę do Jezusa z nami, zabierajmy ich w naszym sercu, pamięci, modlitwie, przynośmy ich do Jezusa, „kładźmy ich u Jego stóp, by ich uzdrowił” (w. 31). Adwent człowieka nabiera jeszcze większego sensu, gdy jest wydarzeniem wspólnotowy.

Wspólnota adwentowa to nie tylko wspólnota ludzi przychodzących do Jezusa. W rozważanej Ewangelii słyszmy, jak Jezus po trzech dniach wspólnego pobytu z tłumem ludzi na górze „przywołuje swoich uczniów” (w. 32). Też adwent – przyjście, ale po to, by za chwilę zostać posłanymi między ludzi, którzy są głodni. Nie pójdą do nich sami z tym niewiele, co sami byli w stanie wyciągnąć ze swoich sakw: siedmioma chlebami i dwiema rybami (w. 34). Pójdą z tym, co Jezus, wziąwszy w swoje ręce, pomnoży (w. 36). Pójdą nie sami, ale z Jezusem, stając się przedłużeniem Jego rąk. Tak ich adwent będzie adwentem Jezusa.

To jest adwentowe pragnienie Jezusa. On już przyszedł. I wciąż przychodzi. Fizycznie wręcz doświadczamy Jego adwentu w Eucharystii. I zaprasza nas, byśmy do Niego przyszli z tym wszystkim, co jest w naszym życiu. Także tym, co słabe, ułomne, kruche. I nie sami, ale z innymi, nawet gdy będziemy ich mogli nieść tylko w naszym sercu. Jezus pragnie naszego adwentu, bo jesteśmy wolni i On tę naszą wolność szanuje. Ale też pragnie naszego adwentu również dlatego, że chce nasz adwent uczynić swoim, posyłając nas ze swoją miłością do tych, którzy wciąż są gdzieś „na pustkowiu” swego życia (w. 33).

Kategorie: Adwent