Jak radzić sobie z klerykalizmem w Kościele?

Do postawienia takiego pytania skłania mnie dzisiejsza Ewangelia, w której Jezus krytykuje obłudę uczonych w Piśmie i faryzeuszów. Ich postawę współcześnie papież Franciszek określiłby mianem „klerykalizmu”, w którym księża kreują się na osoby wyżej stojące od innych, niebędących osobami duchownymi. Klerykalizm objawia się chociażby przekonaniem o swojej wyjątkowości, uprzywilejowaniu, odrębności, moralnej wyższości, nieomylności i autorytecie. Towarzyszy temu swoiste podejście do ludzi naznaczone paternalizm, protekcjonalizmem i pretensjonalnością. Modne ostatnio w Polsce słowo „kasta”, papież Franciszek użyłby terminu „mafia”, też by znalazło swoje miejsce w opisie klerykalizmu. Ale nie przejawy klerykalizmu mnie interesują, lecz pytanie o nasze bycie, pozostanie, trwanie w Kościele, który nie jest wolny od klerykalizmu, a który nas tym właśnie zasmuca, irytuje, oburza i wstrząsa. Jak podejść ewangelicznie do księży, biskupów skażonych wirusem klerykalizmu? Sam szukam dla siebie odpowiedzi w dzisiejszej Ewangelii, próbując zrozumieć postawę Jezusa wobec obłudy faryzeuszów i uczonych w Piśmie.

Po pierwsze, i to mnie zaskakuje, Jezus nie odmawia im tytułu do „zasiadania na katedrze Mojżesza” (w. 2). Uznaje ich kompetencje i tytuł do tego, by być przedstawicielami prawa pisanego i ustnego, gdyż pozostają oni w ciągłości z tradycją zapoczątkowaną przez Mojżesza i starszych Izraela. Co nie znaczy, że nie polemizuje z nimi, nie krytykuje ich obłudy, nie wytyka im błędów. Ale w sporach z nimi Jezus uznaje ich miejsce we wspólnocie żydowskiej, widząc za ich osobami autorytet Mojżesza, a w konsekwencji samego Boga. Podobną perspektywę zachować w spojrzeniu na duchownych dzisiaj.

Po drugie, Jezus rozróżnia między słowami i czynami autorytetów religijnych swego czasu: „Czyńcie i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie” (w. 3). Znowu widzę pewną trudność, bo jeżeli jakaś osoba duchowna mówi pięknymi, głębokimi, pełnymi pasji słowami, które ma jednak tylko dla innych, ale nie dla siebie, swoją postawą i czynami zaprzeczając tym słowom, to zakrawa to na jakąś perwersyjną wręcz obłudę, która manipuluje nie tylko ludźmi, ale i Bogiem. Jeśli dobrze rozumieć myśl Jezusa, to przyjęcie słowa takiego wątpliwego „autorytetu” wymaga odwołania się w jego słowie do tego, co pochodzi rzeczywiście od Boga, co jest wyrazem woli Bożej, a nie ludzką interpretacją i manipulacją słowem Boga. Czasem duchowni nie ułatwiają nam zadania odczytania w swoim słowie tego, co mogłoby i powinno być w nim Bożym słowem. Są podobni do Jonasza, którego historię słyszeliśmy kilka dni temu. Jonasz totalnie wypaczył, nawet zakłamał otrzymane od Boga słowo dla mieszkańców Niniwy, a mimo to Bóg przez jego słowo przemówił do Niniwitów, którzy otworzyli się na dar Bożego miłosierdzia. Może bardziej chodzi właśnie o nasze otwarcie na słowo Boże niż o możliwe wypaczenie tego słowa przez jego głosicieli.

Po trzecie, Jezus patrzy krytycznie na postawę faryzeuszów i uczonych w Piśmie, ale równocześnie stawia ich przed słuchającym Go tłumem i uczniami (w. 1) jako swoiste lustro, w którym mają przyjrzeć się sobie. Nie chodzi tylko o dostrzeżenie „ich uczynków, których nie mają naśladować” (w. 3). Jeszcze bardziej chodzi Jezusowi o motywację, którą się oni kierują: „Wszystkie swe czyny spełniają w tym celu, żeby ludziom się pokazać” (w. 5). Zaprzeczają tym samym słowom Jezusa z Kazania na górze, w których ostrzegał nas – a słyszeliśmy je w Środę Popielcową – przed „wykonywaniem uczynków pobożnych przed ludźmi po to, aby nas widzieli” (Mt 6,1). Jedyną motywacją ma być nasz Ojciec, który „widzi w ukryciu i odda tobie” (6,4.6.18). Paradoksalnie, można nie być osobą duchowną, a zachowywać się w swoim życiu na sposób klerykalny.

Po czwarte, lekarstwem na klerykalizm w Kościele jest wspólnota, która buduje się na Ojcostwie Boga i Synostwie Jezusa. „Wszyscy jesteście braćmi” (w. 8), „jeden jest bowiem Ojciec wasz, Ten w niebie” (w. 9) i „jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus” (w. 10). Skoro tak jest, to wszyscy jesteśmy córkami i synami jednego Ojca oraz siostrami i braćmi jednego Mistrza. Ale to nie wszystko, gdyż ostatecznie z woli Jezusa powołaniem Jego uczniów jest stanie się sługą wszystkich. I to jest miara prawdziwej, Chrystusowej wielkości: „Największy z was niech będzie waszym sługą” (w. 11). Sam Jezus stał się naszym sługą. Nie ma innej drogi dla Kościoła.

I ostatnia myśl, bardzo intuicyjna, ale zaryzykuję. Czytając dzisiejszą Ewangelię, odnoszę wrażenie, że Jezus wiele razy sięga po ironię, która pozwala mu nabrać dystansu wobec zastanej obłudy faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Słowa Jezusa mogą wywołać na naszej twarzy uśmiech, gdy wyobrazimy sobie faryzeuszów walczących łokciami o pierwsze miejsce na uczcie czy uczonych w Piśmie upominających kogoś, bo użył wobec niego niewłaściwego tytułu. Reakcją jest śmiech – zdrowy śmiech. Może też i dzisiaj potrzebujemy tego zdrowego dystansu wobec klerykalizmu w Kościele.

Kategorie: Wielki Post