Nie robimy Bogu (i ludziom) łaski

Pewne wypowiedzi Jezusa są niemal przysłowiowe i powtarzane przez nas brzmią niczym wyświechtane hasła. Tak może być i ze zdaniem, w którym Jezus wyjaśnia apostołom sens przypowieści o nieużytecznym słudze: „Tak i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówicie: «Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać»” (w. 10). A gdyby je wybrać na przesłanie swojego życia, co mogłoby się zmienić w naszym postrzeganiu siebie, Boga i innych?

Po pierwsze, spuścilibyśmy powietrze z balonu naszego ego, które jest rozdmuchiwane niekiedy przez innych, częściej przez nas samych. Chodzi o poważne potraktowanie słowa „sługa”. Kiedy Jezus mówi swoim uczniom o sobie jako słudze, to za tym słowem idzie Jego życie, ofiara, służba. To nie jest puste słowo, kiedy Jezus mówi swoim uczniom, że „jest między nimi jako ten, który służy” (Łk 22,27). To nie jest pusty gest, kiedy Jezus klęka przed apostołami i czyni się sługą ich wszystkich, obmywając im nogi i wzywając ich do tego, by „czynili tak, jak On im uczynił” (J 13,15). Kiedy zatem powołujemy się na słowa Jezusa, nimi tłumaczymy swoje życie, to niech nie będą to puste deklaracje, ale niech za naszym słowami stoi nasze życie. Inaczej będziemy podobni do tego budowniczego wieży z Jezusowej przypowieści, z którego „wszyscy drwili, [bo] zaczął budować, a nie zdołał wykończyć” (Łk 14,30 – Ewangelia ze środy 4 listopada).

Po drugie, spojrzelibyśmy na siebie oczami Boga, naszego Stwórcy i Pana. Skoro rozpoznajemy siebie jako słudzy, to znaczy, że uznajemy też swego pana. Sprawa poważna, bo co dopiero słyszeliśmy słowo Jezusa, że „nie można dwom panom służyć” (Łk 16,13 – Ewangelia z soboty 7 listopada). Pytanie, kto jest naszym panem, kiedy deklarujemy, że jesteśmy sługami – „panem” nie na poziomie naszych słów, ale naszych czynów. A te mają korespondować z tym „wszystkim, co nam polecono” (w. 10). To znaczy, że uznajemy, iż Bóg ma nam coś do powiedzenia, polecenia, wymagania. Ale nie chodzi tylko o uznanie naszej zależności od Boga. Zanim bowiem Bóg cokolwiek od nas wymaga, wcześniej nas obdarował życiem, zdolnościami, myśleniem, wolną wolą, bogactwem tego świata. Nie zaistnieliśmy sami z siebie. Fakt naszego istnienia zależy ostatecznie od woli Boga, a za nią stoi Jego miłość. „Miłujesz bowiem wszystkie byty, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego ukształtował” (Mdr 11,24). Miłość Boga jest uprzednia wobec jakiegokolwiek wymagania, jakie On nam stawia. Ten, kto nam poleca, nie jest tylko naszym Panem – on jest naszym Ojcem.

Po trzecie, uwolnilibyśmy się od pretensjonalności w naszej wierze. Wyznanie, że „jesteśmy nieużytecznymi sługami”, buduje się na stwierdzeniu, że „wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (w. 10). Czyli nasza relacja z Bogiem nie opiera się na ludzkiej ekonomii, nie sprowadza się kategorii „pracodawca – pracownik”, nie bazuje na księgowości „ma – winien” (W. Pikor. Przypowieści Jezusa, s. 200). To jest może trudna prawda, ale nie robimy Bogu łaski, kiedy zachowujemy Jego przykazania, jesteśmy posłuszni Jego słowu, modlimy się, czynimy uczynki miłosierdzia, służymy innym. Jeśli wykonujemy to, co Bóg od nas oczekuje, spełniamy po prostu to, co jest naszą powinnością. W tym zawiera się sens miłości człowieka do Boga. Kto kocha Boga i pragnie wypełnić Jego wolę, ma świadomość, że służba Bogu nie ma granic. Prawdziwa miłość nie zadawala się wypełnianiem obowiązków, lecz wychodzi spontanicznie poza to, co jest tylko koniecznością. Miłość Boga do nas jest zawsze większa od naszej „użyteczności” wobec Niego. Ona nie jest nam należna – ona jest nam całkowicie podarowana. I to Boża miłość sprawia, że nasza, nierzadko nieudolna, posługa miłości staje się użyteczna wobec naszych sióstr i braci.

Nie sposób nie zauważyć, że słowo Jezusa z dzisiejszej Ewangelii jest też Bożą odpowiedzią na gorszący spektakl, jaki fundują nam obecnie pasterze Kościoła w Polsce. Aż się prosi, by potraktowali na poważnie wyznanie, które czyni nas uczniami Jezusa: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”. Ale nie tylko oni – każdy z nas, chociażby w kontekście naszego życia małżeńskiego, rodzinnego, relacji przyjacielskich, musi się mierzyć z tym słowem Jezusa. A warto, bo tylko w ten sposób będziemy wolni i prawdziwi w miłości.