Dzisiejsza Ewangelia przynosi słowa Modlitwy Pańskiej. W Ewangelii Łukasza to uczniowie, widząc Jezusa trwającego na modlitwie, proszą Go, by nauczył ich się modlić (Łk 11,1). W Ewangelii Mateusza inicjatywa tej modlitwy pochodzi od samego Jezusa, który włącza ją w pouczenie o prawdziwej modlitwie. Już wcześniej Jezus podkreślał potrzebę modlitwy, która jest intymnym spotkaniem z Bogiem w zaciszu „izdebki” – samotności i skupienia swego serca, która nie jest czyniona na pokaz, by zyskać ludzkie uznanie, tylko jest ukierunkowana od początku na Boga, by zanurzyć się w Jego dobroci, miłości i pokoju, i w ten sposób szukać Bożej chwały, ją wielbić i za nią dziękować (Mt 6,6). Taka modlitwa wymaga zatrzymania, przerwania ciągłego biegu i aktywności, wymaga stanięcia w obecności Boga. Potrzebuje ciszy, w której można usłyszeć swoje uczucia, myśli i pragnienia, ale też wsłuchać się w Boga, w Jego słowo, w Jego uczucia wobec nas. Potrzebuje ascezy słowa, bo nie o „gadatliwość” i „wielomówstwo” chodzi (w. 7), lecz o ufność i zawierzenie, iż „wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie” (w. 8).

Jezus powierza nam słowa swojej modlitwy do Ojca. Pragnie modlić się w nas słowami, w których zawarta jest cała Jego miłość do Ojca – trzy pierwsze prośby są wyrazem Jezusowego pragnienia bycia dla Ojca, gdyż chodzi o „Twoje imię, Twoje królestwo, Twoją wolę” (KKK 2804). Ale też pragnie się modlić w nas słowami, w których dzieli się doświadczeniem miłości Ojca do siebie – cztery kolejne prośby Jezusa objawiają Ojca, który „daje, przebacza, chroni i zachowuje”. Kiedy na modlitwie doświadczamy braku słowa albo, wręcz przeciwnie, mamy wrażenie chaosu słowa, może potrzeba właśnie wtedy przyjąć słowo Modlitwy Pańskiej i pozwolić, by słowa Jezusa wybrzmiewały w naszym sercu, by to Jezus wołał w nas do Ojca, by to Jezus nadał kształt naszym myślom, uczuciom i pragnieniem wobec Ojca.

Modlitwą jest już samo wołanie: Ojcze! To właśnie jedno słowo skłania Benedykt XVI do stwierdzenia, że „Ojcze nasz zaczyna się od wielkiego pocieszenia: wolno nam mówić Ojcze. W tym jednym słowie zawiera się cała historia zbawienia. Możemy mówić: Ojcze, ponieważ Syn był naszym Bratem i objawił nam Ojca; ponieważ przez czyn Chrystusa staliśmy się na powrót dziećmi Bożymi. Dla dzisiejszego człowieka to wielkie pocieszenie płynące ze słowa „Ojciec” nie zawsze jest odczuwalne, ponieważ często albo w ogóle brak mu doświadczenia ojca, albo z winy ojca bywa ono przyciemnione” (Jezus z Nazaretu, s. 223).

W tym jednym słowie: Ojcze, zawiera się cała historia zbawienia – także mojego zbawienia. Tu każdy z nas może podzielić się swoim doświadczeniem, swoją historią życia. Każda z próśb Jezusa dotyka jakiejś cząstki naszego życia przeżywanego wobec Boga jako naszego, mojego Ojca. Ale nie tylko o historię chodzi. W tym wołaniu: Ojcze, możemy zawrzeć całą naszą czułość, serdeczność, ufność, miłość wobec Boga. Jeżeli mogę zwracać się do Boga jako Ojca, to znaczy że nie jestem przypadkiem na ziemi, że jestem chciany przez Boga i umiłowany.

Jestem w ręku dobrego Ojca, nawet gdy przyjdzie pokusa czy godzina próby (w. 13). Mogę wtedy wołać do Ojca: „Wiem, że potrzebuję prób, ażeby moja istota stała się czysta. Jeśli te próby pozostają w Twoich rękach, jeśli – w przypadku Hioba – pozostawiasz złu nieco miejsca, to pamiętaj, proszę, o ograniczonej mierze moich sił. Nie polegaj zbytnio na mnie. Nie wyznaczaj zbyt daleko granic, w których mogę doznać pokus, i bądź w pobliżu z Twoją opiekuńczą ręką, gdy moja miara zaczyna już dobiegać końca” (Jezus z Nazaretu, s. 242).

Wraz z Jezusem mogę w każdej chwili mego życia wołać: Ojcze! Może dzisiaj to jedno słowo będzie moją modlitwą: „Ojcze!”.