Na zakończenie litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa odmawiamy wezwanie: „Jezu, cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według serca Twego”. Pewnie się nie domyślamy, że słowa te mają jak najbardziej pochodzenie biblijne. Tekst dzisiejszej Ewangelii, który był już rozważany w święto św. Katarzyny Sieneńskiej (29.04.), przynosi również i to wezwanie, do którego rozważenia zapraszam dzisiaj: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (w. 29).

Samo wezwanie jest paradoksalne. Jezus zwraca się do osób, które są „utrudzone i obciążone, by je pokrzepić” (w. 28), a tymczasem każe im wziąć na siebie jarzmo, które jest właśnie symbolem utrudzenia i obciążenia. Więcej, symbolem zniewolenia i poddaństwa. Jarzmo zakładano na szyję lub na czoło zwierzęcia roboczego, dzięki któremu mogło ciągnąć wóz, pług lub inne narzędzie do prac polowych. Określenie „jarzmo niewoli” ma swoją genezę w praktyce, znanej nie tylko w starożytności, zaprzęgania do pługa niewolników. Życie pod jarzmem stało się synonimem poddaństwa oraz wysiłku, któremu towarzyszył przymus i przemoc w postaci bata. Taki obraz jarzma może nas przerażać. Ale Jezus mówi o „wzięciu Jego jarzma”, które, jak dodaje, jest „słodkie i lekkie” (w. 30). Co jest tym jarzmem?

Myślę, że wielu z nas ma tę intuicję, zwłaszcza jeśli żyje w małżeństwie. Mówimy nierzadko: „słodkie jarzmo miłości”. Małżeństwo jest swoistym jarzmem, doświadczeniem utrudzenia i obciążenia, poddania i rezygnacji z siebie. Kiedy jednak jest przeżywane z miłości i w miłości, owo „jarzmo” jest postrzegane jako „słodkie i lekkie”. Jezus, mówiąc o „swoim jarzmie”, ma na myśli swoją miłość, którą czyni dla swoich uczniów „nowym przykazaniem” (J 13,34). W czasach Jezusa uczeni w Piśmie, interpretując po swojemu Stary Testament, nałożyli na ludzi ciężkie brzemię 613 przykazań – „ciężar nie do uniesienia” (Mt 23,4), gdyby chcieć im wszystkim sprostać. Jezus pragnie uświadomić nam, że Prawo mające służyć życiu i szczęściu człowieka jest o wiele prostsze, co nie znaczy, że łatwiejsze w realizacji. Co więcej, nie jest „literą” Prawa, lecz wypełnia się w Nim, w osobie Jezusa, który przynosi objawienie ostatecznego sensu Prawa. „Przykazanie nowe daję wam, abyście się miłowali wzajemnie” (J 13,1).

W dzisiejszym zaproszeniu do wzięcia na siebie Jego jarzma Jezus zachęca wprawdzie, byśmy „uczyli się od Niego”, jednakże nie wyjaśnia bliżej, czym jest Jego jarzmo, lecz zwraca naszą uwagę na niezbędny sposób niesienia owego jarzma miłości. Jezus zachęca, byśmy naśladowali styl Jego życia, styl Jego miłości, argumentując: „bo jestem cichy i pokorny sercem” (Mt 11,29). Pierwszy przymiotnik – w języku greckim prays – pojawia się trzykrotnie w Ewangelii Mateusza, a poza nią tylko jeden raz w 1 P 3,4. Jedno z ośmiu błogosławieństw jest przeznaczone dla „cichych, albowiem oni posiądą ziemię” (Mt 5,5) – w tym wypadku „cichy” jest osobą ubogą, w pewnym sensie bezbronną i bezsilną, by zabiegać, walczyć o własną ziemię konieczną do utrzymania. Kiedy Jezus będzie wjeżdżał do Jerozolimy w Niedzielę Palmową na osiołku, ewangelista Mateusz odczyta w tym wydarzeniu (Mt 21,5) wypełnienie się proroctwa Zachariasza o mesjańskim królu, który jest prays – cichy, łagodny i pokorny, wkraczając właśnie w ten sposób do Miasta Świętego (Za 9,9). Św. Piotr w swoim liście sięgnie po ten przymiotnik prays, mówiąc o tym, co jest w oczach Boga rzeczywistą ozdobą nie tylko kobiety: „wnętrze serca człowieka o niezniszczalnej cichości i spokoju ducha” (1 P 3,4). Owa cichość i łagodność, pokój serca są jakby klejnotami zdobiącymi kobietę. Cichość i łagodność są potrzebne w miłości. Gdyby spojrzeć na miłość Jezusa wobec konkretnych osób, które pojawiają się na kartach Ewangelii, ile jest w Jezusie właśnie tej łagodności i cichości. Mateusz ewangelista, przywołując słowa proroka Izajasza, napisze nieco dalej o Jezusie, iż „trzciny zgniecionej nie złamie, ani knota tlejącego się nie dogasi” (Mt 12,20).

Łagodność Jezusa wobec tych, którzy są już tak obciążeni i utrudzeni, że za chwilę złamią się i zgasną, nie jest tylko kwestią uczucia czy współczucia. Jezus mówi o sobie, że jest „cichy i pokorny sercem”. Drugi przymiotnik – w języku greckim tapeinos – jak najbardziej oznacza kogoś pokornego, co wynika jakby z pewnej przestrzenności zapisanej w tym słowie: przeciwieństwem „pokornego” jest ktoś, kto się wywyższa, dosłownie zajmując miejsce górujące nad innymi (Łk 1,52; Rz 12,16; Jk 1,9). Jezus przeciwnie – podczas Ostatniej Wieczerzy klęka u stóp swoich uczniów, by je obmyć (J 13,4-5). To uniżenie Jezusa staje się jeszcze bardziej wyraziste, gdy uświadomimy sobie, że klęka przed nimi nie tylko ich „Pan i Nauczyciel” – klęka sam Bóg. Trudno o miłość, jeśli nie będzie w niej tego uniżenia, nierzadko dosłownego, przed tym, kogo się miłuje.

Takie przeżywanie miłości potrzebuje spotkania z Jezusem. Zwróćmy na koniec uwagę na paralelizm między w. 28 i w. 29 w dzisiejszej Ewangelii. „Wzięcie” Jezusowego „jarzma” miłości jest możliwe tylko wtedy, gdy „przyjdziemy” do Jezusa, który tak naprawdę weźmie nasze jarzmo na siebie, byśmy z Nim i w Nim odkryli je jako jarzmo miłości. Przyjmując Jezusowe przeżywanie miłości w łagodności i pokorze, „znajdziemy ukojenie dla dusz naszych”, gdyż to Jezus nas „pokrzepi” właśnie wtedy, kiedy nasze jarzmo będzie stawało się zbyt ciężkie. Jezus już wziął je na siebie. Potrzeba tylko przyjść do Niego, by Mu je oddać, by pozwolić Mu nieść już nie tylko nasze jarzmo, ale nas samych.

„Jezu, cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według serca Twego”.