I znowu Ewangelia na dzisiaj – tym razem o dystansie społecznym, a właściwie o radzeniu sobie z nim, tak by respektować prawo. Przyznacie, że brzmi znajomo. I nie jest to wcale tania publicystyka. W czasach Jezusa, a pewnie i dzisiaj w niektórych miejscach na świecie, trąd był traktowany jako choroba, na którą jedynym sposobem była izolacja społeczna osób nią dotkniętych. Nie miało to nic wspólnego z leczeniem; raczej służyło nierozprzestrzenianiu się trądu będącego przewlekłą chorobą zakaźną skóry, dzisiaj na szczęście już uleczalną. W starożytności dochodził jeszcze czynnik religijny – trąd był postrzegany jako kara za grzechy, przez co sam trędowaty był uważany za grzesznika. I oto w dzisiejszej Ewangelii jesteśmy świadkami spotkania pewnego trędowatego z Jezusem. Co zatem z dystansem społecznym i respektowaniem prawa?

Do spotkania dochodzi tylko dlatego, że ani trędowaty, ani Jezus nie zachowali dystansu społecznego. Trędowaty „podchodzi” do Jezus, który z grupą ludzi schodził z góry, gdzie wcześniej Jezus wygłosił swoją mowę. To zbliżenie nie jest na dystans, gdyż trędowaty „upadł przed” Jezusem (w. 2). Pierwotnie czasownik proskyneo oznaczał „pocałować”, co w przypadku całowania ziemi wiązało się w starożytnej Grecji z kultem bóstw świata podziemnego (TDNT, VI, 759). Z czasem czasownik ten przybrał znaczenie oddawania czci komuś przez padnięcie przed nim na twarz, adorowanie go. Trędowaty, upadając do nóg Jezusa, w pierwszym rzędzie adoruje Jezusa, oddaje Mu cześć jako Bogu. Ten gest prostracji w pewnym sensie otwiera i zamyka Ewangelię Mateuszową. Pierwszymi, którzy adorują Jezusa przez prostrację, są trzej mędrcy ze Wschodu, którzy oddają pokłon nowonarodzonemu Dziecięciu (2,11). Ostatnimi są apostołowie, którzy adorują Jezusa przez prostrację tuż przed Jego wniebowstąpieniem (28,17). Przychodząc do Boga, potrzeba tego gestu adoracji.

Trędowaty jednak przez swoją prostrację zachowuje minimalny dystans społeczny. To Jezus jest tym, który ten dystans przekracza: „wyciągnął rękę i dotknął go” (w. 3). Jezus nie uzdrowił go na odległość, nie przejmował się tym, że może się zarazić. Nie chodzi tylko o chorobę – także o to, jak trąd był postrzegany przez ludzi. Jezus nie boi się, dotykając trędowatego, wejść w jego przestrzeń nieczystości czy nawet słabości i grzechu. To jest tajemnica Wcielenia. W Jezusie Chrystusie Bóg stał się człowiekiem, przekraczając wszelki dystans, jaki człowiek miał wobec Boga. Bóg nie pozostaje gdzieś wysoko w niebie, w miejscu bliżej nieokreślonym, by kazać się prosić i by interweniować z wysokości swego oddalenia. W Jezusie Bóg zniża się do człowieka, by dzielić jego słabości, bóle i cierpienia, a jego grzech przyjąć na siebie. Jezus nie boi się przekraczać dystansu społecznego budowanego przez ludzkie uprzedzenia, stereotypy i lęki wobec inności drugiego człowieka. Bo każdy człowiek jest dzieckiem Boga, chcianym i umiłowanym przez Boga, tyle że może o tym nie wie albo nie chce wiedzieć.

Przekraczanie dystansu społecznego nie dokonuje się jednak w dzisiejszej Ewangelii na siłę. Trędowaty ma świadomość dystansu dzielącego go od Jezusa, dlatego z całą ufnością powierza się Jezusowi: „Panie, jeśli chcesz” (w. 2). Całe swoje życie oddaje w ręce Jezusa, w którym rozpoznał Pana. Uznaje, że wola Boga może być różna od jego pragnień, i dlatego jego słowo pełnej ufności prośby pozostawia Jezusowi swobodę decyzji. Jezusowe „chcę” (w. 3) uświadamia nam wszystkim, iż Pan od zawsze chce. Oczekuje tylko, byśmy my chcieli (S. Fausti, Wspólnota czyta Mt, s. 143). A możemy nie chcieć z obawy, że to niemożliwe, lub że On tego nie chce, czy też że nie mamy prawa tego oczekiwać. Czego „chce” Jezus? Nie tylko naszego zdrowia, tego w wymiarze fizycznym, ale także i duchowym. Jezus pragnie czegoś więcej – pragnie relacji, wspólnoty z nami, pragnie też tego samego między nami jako dziećmi jednego Boga. Pragnie, byśmy byli jednego serca i jednego ducha (Dz 4,32), dzieląc z Nim Jego pragnienia i uczucia (Flp 2,5).

I jeszcze jedna myśl à propos dystansu społecznego. Trędowaty respektuje obawy, które mogli mieć wobec niego inni ludzie. To Jezus, dotykając go, przekracza ostatecznie ten minimalny dystans, który ich dzielił. Ale też Jezus respektuje Prawo Mojżeszowe. Kiedy już uzdrowił trędowatego, posyła go – zgodnie z Prawem (Kpł 14,2-32) – do świątyni, by to kapłani urzędowo potwierdzili jego uzdrowienie, a tym samym przywrócili go do społeczności. Już w kazaniu na górze Jezus podkreślał, że „nie przyszedł znieść Prawa, ale je wypełnić” (Mt 5,17). Jezus nie lęka się przekraczać dystansu społecznego, kiedy jest zagrożone ludzkie życie, tak jak w przypadku tego trędowatego. Jezus nie lęka się wbrew Prawu uzdrawiać chorych w szabat, jeśli tego potrzebują, gdyż to Prawo jest dla człowieka, a nie człowiek dla Prawa (por. Mk 2,27). Jezus nie kontestuje Prawa, tylko odkrywa jego sens i cel. Zasada, że człowiek jest ważniejszy od prawa, nie oznacza, że można dzisiaj ignorować czy lekceważyć regulacje prawne (sanitarne), które mają na celu chronienie życia, tylko dlatego, że są uciążliwe czy też nie do końca mamy do nich przekonanie. Nasza wolność (także od lęku) musi respektować wolność drugiego – jego wolność także do lęku.

Na koniec wyszło publicystycznie. Ale może właśnie potrzeba nam wciąż odkrywać i uczyć się, że Ewangelia to nie jakaś piękna historia z przeszłości, ale że to słowo Boga na nasze dzisiaj, w którym stajemy wobec wyzwania zachowania dystansu społecznego. Czy przeżywamy go ewangelicznie?