Co sprawia, że jesteśmy uczniami Jezusa?

Przeczytawszy dzisiejszą Ewangelię, wsłuchajmy się w swoje reakcje, uczucia, myśli wobec tego, co Jezus mówi o warunkach bycia Jego uczniem. Stańmy wobec Jezusa z tym wszystkim, co jest w naszym sercu, szczególnie w kontekście obecnej sytuacji Kościoła w Polsce. Kto wie, czy te słowa Jezusa nie stanowią odpowiedzi na dylematy, wobec których stajemy dzisiaj jako Jego uczniowie. I propozycja kilku punktów interpretujących słowa Jezusa, by odnieść je nie tylko do swojego życia, ale też obecnej sytuacji wspólnoty Kościoła w Polsce.

Pierwsze pytanie: co buduję w swoim życiu? Co Kościół buduje w naszej ojczyźnie? W przypowieściach mowa jest o budowie wieży i budowie pokoju (paradoksalnie, mimo że mowa o wojnie). W kontekście biblijnym budowa wieży kojarzy się z wieżą Babel. Tamta wieża była symbolem nie tylko ludzkiej pychy (sięgnąć nieba), ale też władzy totalitarnej, która chce jednego słowa i jednej myśli u swoich poddanych. Król ruszający wiosną na wojnę to znowu pewien rytuał starożytności, potwierdzony także w Biblii. Wojna, która była sposobem na prowadzenie polityki, także w celu zdominowania innych.

Oczywiście, Pan Jezus wybiera te obrazy dla zilustrowania pewnej mądrości, która winna cechować Jego uczniów. Ale jest pytanie, jakie cele stawiamy sobie w relacji z innymi. Jakie są motywy naszego działania wobec innych? Może tak naprawdę trzeba na nowo przemyśleć nasze cele życiowe, programy duszpasterskie, sposób obecności Kościoła w życiu naszej Ojczyzny? Może gdzieś w punkcie wyjścia zostaje popełniony błąd – błąd powodowany naszą pychą, nieliczeniem się z drugim, niebraniem pod uwagę tego, jakie jest nasze rzeczywiste powołanie. Może my wcale nie chcemy iść za Jezusem, tylko za sobą – swoją wielkością, przekonaniami, wizjami?

Drugie pytanie: w jakim stopniu jesteśmy realistami w życiu? Co z tego, że człowiek wyznaczy sobie nawet najbardziej szlachetne cele, skoro w punkcie wyjścia nie dokona realnej oceny swoich możliwości, zasobów, umiejętności. Bardziej jeszcze chodzi o zdolność ustawicznego wglądu w siebie, weryfikowania swojego działania pod kątem zakładanego celu. To był problem budowniczego wieży, który zaślepiony swoją pychą nie potrafił reagować na ewidentne braki środków do zrealizowania zamierzonego celu. Jego przeciwieństwem jest król, który ruszył na wojnę, działa w sposób od początku zaplanowany, ale też reaguje adekwatnie do sytuacji w obliczu przewagi przeciwnika. Mówiąc dzisiejszym językiem, król, w przeciwieństwie do budowniczego, nie zapomniał o ewaluacji swoich działań i modyfikował je w zależności od rozwoju sytuacji.

I to jest pytanie do nas: w jakim stopniu nie tylko oceniamy swoje działanie, ale też jesteśmy gotowi je modyfikować? Problem braku ewaluacji w życiu Kościoła wynika bardzo często z myślenia życzeniowego, którego zakłada, że nazwane cele (chociażby duszpasterskie) są doskonałe i przez to nienaruszalne, podczas gdy w rzeczywistości, w miarę ich realizacji, ujawnia się ich oderwanie i rozejście się z rzeczywistością. I przychodzi moment zaklinania rzeczywistości, wypierania sygnałów świadczących o porażce i wreszcie oskarżania wszystkich wokół za odrzucenie czy negowania tak wzniosłych propozycji. Ale tego rodzaju sytuacji mają miejsce także w naszym życiu osobistym. Chociażby pomyślmy o nierzadkich dramatach małżeńskich i rodzinnych. Pomijając punkt wyjścia – rozeznania w okresie narzeczeństwa, i siebie, i drugiego – ile późniejszych dramatów wynika z ignorowania różnych znaków, sytuacji, które proszą o reakcję, rozmowę, szukanie przyczyny, a pewnie też i o pomoc z zewnątrz, chociażby w terapii. Jak zawsze, sprawa jest złożona, ale problem istnieje.

Trzecie pytanie: w jakim stopniu towarzyszy nam odwaga w realizowaniu naszych celów? I budowa wieży, i wyruszenie na wojnę, wymagały odwagi. Ta jest konieczna nie tylko w punkcie wyjścia, kiedy zakładany cel może wydawać się przerastający możliwości człowieka. Bez odwagi będzie tylko bojaźliwość i rezygnacja z wyzwań. Odwaga to też konsekwencja w działaniu. Ta jest rezultatem właściwej oceny sytuacji, a w konsekwencji właściwego doboru środków. Tego zabrakło budowniczemu, ale już nie królowi. Ten odważnie i wytrwale dążył do celu, poddając cały czas ocenie swoją sytuację i możliwości działania. Szukanie rozejmu nie było jego przegraną, gdyż otwierało mu nowe perspektywy osiągnięcia celu. Odwaga nie jest zatem emocją budującą się na pysze, lecz wolą działania opartego na realnej ocenie siebie. Paradoksalnie kluczem do sukcesu nie są środki materialne, lecz uznanie prawdy o sobie, co wymaga od człowieka pokory, za którą idzie umiejętność rezygnacji i wyrzeczenia się tego, co odciągałoby od celu.

Uczeń Jezusa prawdę o sobie może znaleźć tylko w relacji do Jezusa, którego pragnie naśladować. Tak jak w przypadku budowy wieży i kampanii wojennej były potrzebne określone zasoby materialne i ludzkie, tak w podążaniu za Jezusem podstawowym środkiem jest zdolność do wyrzeczenia dla Chrystusa i Jego sprawy. Celem tego wyrzeczenia jest ogołocenie się z tego wszystkiego, co stanowi iluzję w naszym życiu, samooszukiwanie się, budowanie pozornych zabezpieczeń, by przez taką rezygnację otworzyć się na Jezusa, na Jego słowo i miłość, na Jego rozumienie i przeżywanie życia. Do tego potrzeba rzeczywiście odwagi, by pójść pod prąd nie świata, ale siebie samego.