Jezus terapeuta

Inspiracją do rozważania dzisiejszej Ewangelii o uzdrowieniu przez Jezusa głuchoniemego (w w. 32 czytamy w tekście greckim dokładnie o „głuchym, który miał trudność w mówieniu”) jest refleksja niemieckiego benedyktyna Anselma Grüna, znanego ze swoich publikacji z zakresu duchowości chrześcijańskiej, który mając doświadczenie psychoterapeuty, odczytał w dzisiejszej Ewangelii zapis procesu terapeutycznego składającego się z sześciu faz. Ktoś może czynić Grünowi zarzut, że na tekst Ewangelii nakłada współczesne teorie psychologiczne, ale nie można zaprzeczyć, że wydobywa on z tego tekstu niezwykłą prawdę o Jezusie – Boskim terapeucie.

Grün wychodzi najpierw od diagnozy, odczytując problem głuchoniemego na płaszczyźnie psychologicznej jako doświadczenie braku kontaktu, komunikacji z innymi ludźmi. Nie słysząc bowiem głosu drugiego człowieka, nie doświadczy się nigdy jego emocji. Nie mogąc mówić, nie podejmie się rozmowy, która łączy ludzi między sobą i otwiera ich na nowe doświadczenia. Grün nie wyklucza też, że temu głuchoniememu ciągle „zamykano usta”, przerywano mu, wytykano błędy, a w konsekwencji ten „zamknął uszy”, by nie słyszeć słów krytyki i dezaprobaty, które go raniły. Przy takim założeniu choroba głuchoniemego ma podłoże psychologiczne i wymaga uzdrowienia jego relacji i umiejętności komunikacyjnych. Jak wygląda terapia podjęta wobec niego przez Jezusa?

Krok pierwszy, Jezus „wziął go na bok, z dala od tłumu” (w. 33). Tym samym Jezus stwarza przestrzeń osobistego spotkania z głuchoniemym. Poczucie bezpieczeństwa, intymności jest potrzebne, by chory zaufał Jezusowi, otworzył się przed Nim i zawierzył Mu swoje zranienia.

Krok drugi, Jezus „włożył palce w jego uszy” (w. 33). To jeszcze nie uzdrowienie, ale dotknięcie chorego miejsca. Teraz Jezus „zamyka uszy” choremu, zatyka je, by chory nie słyszał już raniących go słów przychodzących z zewnątrz, lecz mógł usłyszeć samego siebie, poczuć swoje zranienie, dotknąć razem z Jezusem swoje obolałe miejsce.

Krok trzeci, „śliną dotknął mu języka” (w. 33). W dobie Covidu takie zachowanie byłoby nie do przyjęcia. Ale ślina była uważana przez starożytnych za środek leczniczy. Zarazem była też czymś bardzo intymnym i osobistym. Komentatorzy zakładają, że Jezus nałożył ślinę na swój palec i nim dotknął ust chorego. W tekście nie jest jednak napisane, że Jezus użył rąk. Z opis ewangelicznego wyłania się obraz Jezusa stojącego przed głuchoniemym z rękami w jego uszach, z prawej i z lewej strony, i równocześnie dotykającego języka swoją śliną. Ten niezwykły gest mógł dokonać się tylko przez pocałunek, przypominający stwórcze tchnienie Boga ożywającego człowieka (Rdz 2,7). Tak głuchoniemy rodzi się na nowo, odzyskując zdolność słyszenia i mówienia, a tym samym wchodzenia w relacje z innymi.

Krok czwarty, „spojrzawszy w niebo” (w. 34). Tym gestem Jezus zdradza, że korzysta z Bożej pomocy. Ale też uświadamia choremu, że w prawdziwej rozmowie otwiera się nad ludźmi niebo. Przez wzajemne spojrzenie, słuchanie i rozmowę zawiązuje się wspólnota między ludźmi. I w tę wspólnotę wkracza Bóg, otwiera się nad nimi niebo.

Krok piąty, Jezus „wzdycha” (w. 34). Czyni to pełną piersią, co podpowiada użyty tu czasownik stenazō, który wywodzi się z tego samego rdzenia co rzeczownik stēthos oznaczający pierś. Wzdychając, Jezus angażuje całego siebie, wypowiada całą swoją miłość do chorego, pozwala mu wkroczyć do swego serca.

Krok szósty, „I rzekł do niego: ‘Effata’, to znaczy: Otwórz się!” (w. 34). W przestrzeni intymności i zaufania, miłości i akceptacji głuchoniemy jest już w stanie otworzyć uszy i zrzucić więzy, które uniemożliwiały mu mówienie. Potrzebuje tylko zachęty, by zaczął słuchać i wypowiadać słowa. Potrzebuje słowa otuchy, które sprawi, że uwierzy w swoją zdolność nawiązywania relacji. Jest w stanie żyć samodzielnie, być aktywny w świecie, komunikować się z innymi, wchodzić z nimi w dialog. „Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić” (w. 35).Tak dokonało się jego nowe narodzenie. Terapia Jezusa zakończyła się sukcesem.

Jezus terapeuta – to nie jest tylko puste hasło. Nasze rozważanie słowa Ewangelii też moglibyśmy określić mianem terapii prowadzonej wobec nas przez Jezusa. Istnieje nie tylko głuchota zmysłów. Można być wewnętrznie głuchy i niemy z powodu grzechu, który uniemożliwia usłyszenie głosu Jezusa, głosu Miłości, która przemawia do serca człowieka i pragnie nauczyć go mówić językiem miłości. Może dlatego warto w nasze rozważania włączyć modlitwę prośby, by Jezus dotknął naszych uszu i ust, otwierając je na swoją miłość, która połączy nas z Bogiem Ojcem i z innymi ludźmi.