Tam, gdzie kończą się ludzkie możliwości

Odczytując dzisiejszą Ewangelię w kontekście obecnego czasu pandemii, możemy dostrzec w osobie sparaliżowanego metaforę współczesnego człowieka, który wprawdzie fizycznie może się poruszać, ale wewnętrznie, na poziomie ducha, psychiki i emocji pozostaje sparaliżowany lękiem i coraz częściej – zainfekowany beznadzieją. Niemoc dotyka serca człowieka, który coraz bardziej zamyka się w sobie, obawiając się wyjścia nie tylko ku drugiemu człowiekowi, ale też ku Bogu. Już nie życie jest celem, lecz przeżycie, przetrwanie, by nie powiedzieć – wegetacja. Pytanie tylko, jakim kosztem. Dlatego też spróbujmy dostrzec w historii uzdrowienia paralityka zupełnie inne możliwości życia w obecnym czasie.

Wyjdźmy od paralityka. Bez wątpienia wszyscy oczekują, że Jezus uzdrowi jego ciało, a tymczasem Jezus uzdrawia jego ducha: „Dziecko, odpuszczone są twoje grzechy” (w. 5). Spojrzenie Jezusa na człowieka jest holistyczne. Jezus nie sprowadza człowieka tylko do jego fizyczności czy tylko wyłącznie do jego sfery duchowej. Jezus nie rozdziela życia człowieka wobec innych ludzi od życia w relacji do Boga. Jezus nie patrzy na człowieka tylko przez pryzmat jego słabości czy grzechów, ale widzi na pierwszym miejscu, dobro, piękno i prawdę, która jest wpisana w osobę ludzką. I to jest pierwsza myśl na ten czas: byśmy nie pozwoli sobie, ale też i innym, na redukowanie naszego życia tylko do jakiegoś jednostronnego, wycinkowego wymiar naszej ludzkiej kondycji. Jest naturalna pokusa skupienia się wyłącznie na stanie naszego ciała, ale nie zapominajmy, że mamy też inne potrzeby – psychiczne, duchowe, relacyjne, które wpływają na kondycję naszego ciała. Zachwianie symetrii w trosce o różne swoje potrzeby życiowe będzie skutkować paraliżem tej czy innej sfery naszego życia.

Kluczową sprawą są relacje z innymi. Widzimy to w dzisiejszej Ewangelii. Gdyby nie czterech przyjaciół paralityka, ten pozostałby do końca swoich dni przykuty do swego łoża, zamknięty w niemocy swojego ciała i ducha. Czas obecny nie jest komfortowy dla człowieka, który jest przywiązany do swojej wolności i niezależności, możliwości kontrolowania wszystkiego i dysponowania sobą w każdym wymiarze swojej egzystencji. A jednak wobec paraliżu ciała i ducha potrzeba przyjęcia obecności, zainteresowania i pomocy ze strony innych osób. Nie jesteśmy sami, także w czasie pandemii. Odłóżmy na bok myślenie, że ktoś naszą prośbę o wsparcie może odebrać jako przejaw naszej słabości, lęku, osamotnienia. Nie zakładajmy, że ktoś inny sam się domyśli, a już w ogóle wykluczmy przekonanie, że ktoś sam, chociażby z naszych bliskich, winien się domyśleć stanu naszego ducha. Nie lękajmy się sygnalizować naszych potrzeb. Tak było z paralitykiem, który wprawdzie sam nie miał szansy dostać się do Jezusa, ale z pomocą przyjaciół był w stanie pokonać wszystkie przeszkody.

I tu wyłania się rzeczywista rola przyjaciół paralityka. Nie słyszmy ich słów, widzimy tylko ich działanie. To też obraz naszych czasów. Wielu z nas ma taką konstrukcje psychiczną, taką osobowość, takie zasoby fizyczne, że obecny czas wyzwala w nas dodatkową energię, kreatywność, empatię i solidarność. Bez zbędnych słów, hałasu wokół siebie, cicho i pokornie, usuwając się za chwilę w cień. Tamci przyjaciele paralityka mieli świadomość swoich ograniczeń. Być może widzieli tylko potrzeby fizyczne, bytowe swego sparaliżowanego przyjaciela. Ale byli gotowi uczynić wszystko to, co było w zasięgu ich ludzkich możliwości, żeby mu pomóc. Co więcej, mieli świadomość, że rzeczywista pomoc jest poza nimi, a oni są tylko narzędziem, które może pomóc paralitykowi spotkać Jezusa.

Jezus „widzi ich wiarę” (w. 5). To jest dar dla paralityka: ich wiara. Ma ona najpierw wymiar religijny: wiara w Boga, zaufanie Mu w sytuacji po ludzku beznadziejnej, zadanie się na wolę Bożą. I nie jest to doświadczenie abstrakcyjne, lecz osobowe – wierzą w Jezusa, ufają Jezusowi, bez słów zdają się na Jego wolę. Właściwie swoją wiarą wystawiają na próbę wiarygodność Jezusa, jakby rzucają wyzwanie Jego miłości do człowieka. Ale wiara tych czterech przyjaciół ma wymiar także ludzki, bo objawia ich pozytywne myślenie, pokój ich serca, ufność wobec przyszłości, poczucie siły we wspólnocie. I tym również dzielą się ze swoim sparaliżowanym przyjacielem, otwierając go nadzieję, której spełnieniem jest Jezus.  

Być uczniem Jezusa w czasie pandemii. To jest czas naszej wiary, miłości i świadectwa, czas naszego zbawienia. Nie ma gotowych odpowiedzi, ale wciąż jest ta sama droga z Jezusem i szukanie w Nim odpowiedzi.