Czemu ma służyć prawo?

Ostatnie lata, a szczególnie już ostatnie miesiące w cieniu koronawirusa, pokazują, jak w naszej Ojczyźnie obniża się jakość stanowionego prawa, które jest traktowane instrumentalnie przez różne strony sporu politycznego. Ta pokusa posługiwania się prawem jako narzędziem walki z oponentami istniała od zawsze, o czym świadczy też dzisiejsza Ewangelia. Prawo szabatowe kolejny raz jest traktowane przez faryzeuszów jako podstawa do oskarżenia Jezusa (w. 2), którego celem jest ostatecznie zabicie Go (w. 6). Już wczoraj słyszeliśmy fundamentalne stwierdzenie Jezusa wypowiedziane wobec faryzeuszów na temat prawa szabatowego: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu” (Mk 2,27). Jezus tę zasadę prawną dzisiaj potwierdza, a zarazem pogłębia poprzez uzdrowienie człowieka z „uschniętą” ręką, a więc dotkniętą jakąś formą paraliżu lub zaniku mięśni (w. 1). A czyni to przez dwa pytania, w których pyta się o to, co jest dozwolone w szabat: „Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie uratować czy zabić?” (w. 4).

Gdyby trzymać się litery prawa, to Jezus nie powinien uzdrowić tego niepełnosprawnego człowieka, bo jego życie w żaden sposób nie było zagrożone. I w taki sposób rozumują faryzeusze, licząc właśnie na możliwość oskarżenia Jezusa o złamanie prawa szabatowego. Ale prawo to nie tylko litera, ale również duch, intencja zakładana przez prawodawcę. I tę intencję odsłania Jezusa jako „Pan szabatu” (Mk 2,28). Celem świętowania szabatu jest dobro i życie człowieka. Temu też celowi jest podporządkowany nakaz powstrzymania się od pracy w tym dniu, co jasno wyrażają obie wersje Dekalogu znane nam z Biblii (Wj 20,8-11; Pwt 5,12-15). Różnią się one sposobem argumentacji tego nakazu, który w Księdze Wyjścia jest ukierunkowany na chronienie dobra człowieka, zaś w Księdze Powtórzonego Prawa – na obdarowanie go życiem.

Dobro człowieka chronione przez prawo szabatu wiąże się z Bożym dziełem stworzenia świata. „W sześć dni bowiem uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, siódmego zaś dnia odpoczął” (Wj 20,11). Człowiek zatem, powstrzymując się od pracy w szabat, ma naśladować spoczynek Boga. Nie jest to nic nie robienie, gdyż czytamy, że Bóg na zakończenie swojej pracy stwórczej oddał się kontemplowaniu swego dzieła, by „zobaczyć, że wszystko, co uczynił było bardzo dobre” (Rdz 1,31). Siódmy dzień jest zatem momentem zaprzestania pracy, by nie tylko nabrać sił do dalszej aktywności, ale również by móc spojrzeć na pracę jako dobro, które nie jest celem samym w sobie, ale ma służyć człowiekowi, począwszy od spraw bytowych po kwestie osobistego postrzegania siebie jako kogoś wartościowego, kreatywnego, noszącego w sobie podobieństwo do Boga.

To jest dobro, które w dzień szabatu nie jest dostępne temu człowiekowi z uschniętą ręką. Nie pozwala mu ona na pracę, a tym samym na świętowanie dnia szabatu jako czasu nie tylko odpoczynku, ale też spojrzenia na swoje życie, na siebie jako dobro. Szabat nie jest dla niego przestrzenią satysfakcji ze swoich umiejętności i zdolności, nie jest czasem cieszenia się owocami swojej pracy, nie przekłada się na doświadczenie miłości wobec bliskich, którzy żyją dzięki jego pracy. To jest to dobro człowieka, któremu ma służyć szabat.

Życie człowieka, które ma być chronione przez prawo szabatowe, wiąże się Bożym dziełem wyzwolenia Izraela z niewoli egipskiej. „Pamiętaj, że byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej i wyprowadził cię stamtąd Pan, Bóg twój, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem: przeto ci nakazał Pan, Bóg twój, strzec dnia szabatu” (Pwt 5,15). Świętowanie szabatu miało zatem być przeżywaniem wciąż na nowo tamtego daru wolności. Nie chodziło o proste postrzeganie pracy jako zniewolenia, od którego człowiek miał się wyzwalać przez powstrzymanie się od pracy w szabat. W tym bowiem dniu ojciec, głowa rodziny, był zobowiązany uwolnić od jarzma pracy, obok swego córki i syna, także swoją niewolnicę i niewolnika, obcego przebywającego na terenie jego własności, a nawet swego woła, osła i jakiekolwiek inne zwierzę (Pwt 5,14). Tym gestem, który nie był wcale tylko symboliczny, Izraelita dzielił się z innymi tym, co sam otrzymał od Boga, Bożym życiem i Bożą miłością.

Tego życia w wolności nie było dane świętować w szabat człowiekowi z uschniętą ręką. Ona go w pewnym sensie ograniczała, zniewalała, uniemożliwiała mu korzystanie z daru życia, które jest wpisane w ludzkie ciało. Tego nie chcieli widzieć ludzie zgromadzeni w synagodze, nie tylko faryzeusze śledzący Jezusa. Pozostawał on dla nich „niewidzialny”. Dopiero Jezus, zapraszając go na środek (w. 3), wyzwala go ze sfery „niewidzialności”. Uzdrawiając jego rękę, Jezus podejmuje działanie, które wpisuje się w logikę prawa szabatowego. Jezus bowiem obdarowuje go życiem, wolnością, poczuciem sensowności nie tylko świętowania szabatu, ale cieszenia się każdym dniem, w którym on sam może obdarzać innych życiem i miłością.

Nie tylko w szabat, nie tylko w niedzielę, można, a nawet trzeba „czynić coś dobrego” i „ratować życie”. Taka jest logika prawa Bożego i taki cel powinien tez przyświecać prawom stanowionym przez człowieka. Także w Kościele. Pewnie nie wszyscy znamy treść ostatniego kanonu – kanon 1752 – Kodeksu Prawa Kanonicznego, obowiązującego w Kościele od 1994 roku. A stwierdza się w nim, że „zbawienie dusz winno zawsze być w Kościele najwyższym prawem”.